-A co jeżeli ona wcale nie chce pogadać, tylko znowu mi
wszystko wypominać? – od dwudziestu minut chodziłam w kółko po salonie i
panikowałam. No bo, co, jeżeli mama rzeczywiście nie ma dobrych zamiarów?
Jeśli…
-Amy – poczułam jak Niall przytula mnie mocno do siebie –
przestań panikować. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. – pocałował mnie
delikatnie w usta. Ja jednak patrzę na niego z pewną obawą w oczach. – Zaufaj
mi, kochanie – szepcze – wszystko będzie okay. – kiwam głową w odpowiedzi – No,
a teraz uśmiechnij się pięknie i idź porozmawiać ze swoją mamą.
-Dobra, to idę – pocałowałam go w usta, po czym
odwróciłam się z zamiarem odejścia, ale poczułam, nie takie delikatne,
klepnięcie w tyłek. Odwróciłam głowę i popatrzyłam groźnie na Nialla, a ten
jedynie się zaśmiał.
Zapukałam
niepewnie w drzwi, czekając, aż ktoś z łaski swojej mi otworzy. Kiedy już
chciałam odwrócić się na pięcie, drzwi otworzyły się gwałtownie, a we framudze
ujrzałam Luke’a. Spojrzałam na niego niepewnie, ten jednak tylko szeroko się
uśmiechnął i mocno mnie do siebie przytulił.
-Amy, co cię tu sprowadza? – rzucił niby od niechcenia.
-Mama chciała pogada…
-Luke, kto przyszed… - przerwała w połowie, gdy mnie
zobaczyła – Czemu nie wpuścisz swojej siostry do domu? W końcu tu mieszka. –
powiedziała i pociągnęła mnie w stronę kuchni, nie dając czasu nawet na
rozebranie się.
-Czego się napijesz?
-Herbaty – odpowiedziałam cicho, ściągając z siebie
płaszcz.
-Amy… - odezwała się po dłuższej chwili ciszy – Ja…
chciałam cię przeprosić, za to wszystko co zrobiłam, nie myślałam wtedy
racjonalnie…
-Coś jeszcze? – zapytałam cicho, patrząc na jej twarz,
zaprzeczyła delikatnym ruchem głowy. – Wiesz jak mnie to bolało? Wiesz, co
czułam, kiedy na mnie wrzeszczałaś? Kiedy traktowałaś mnie jak powietrze? Jak
nic nie wartego śmiecia? Nie masz, nawet bladego pojęcia, jak to cholernie
bolało. I co? Myślisz, że jednym przepraszam wszystko naprawisz?
-Amy, ja… ja wiem,
że zrobiłam źle i naprawdę bardzo tego żałuję. Nawet nie wiesz, jak bardzo
nienawidzę samej siebie, za to, co ci zrobiłam, będę miała wyrzuty sumienia, do
końca życia. Amy, proszę, wróć chociaż do domu.
-Dobrze… Dobrze, wrócę do domu, ale nie wiem, czy jestem
w stanie ci wybaczyć.
-Zrobię wszystko, żeby tak było – mama popatrzyła na
mnie, po czym powoli do mnie podeszła i mocno objęła. Westchnęłam głośno, ale
po kilku sekundach odwzajemniłam uścisk.
-I obiecaj mi jedno – powiedziałam, a kiedy poczułam
kiwnięcie głową, kontynuowałam – Nie będziesz obrażała Nialla, on naprawdę jest
dobrym chłopakiem.
-Dobrze, kochanie – wyszeptała i odsunęła się ode mnie.
-Muszę iść, mamo. Niedługo się tu pojawię z rzeczami.
-Dobrze. – już po wszystkim? Obyło się bez krzyków i
wyzywania? Nie wierzę, ktoś mi podmienił matkę? Nie ważne, ważne, że chce się
ze mną pogodzić. Tak szczerze mówiąc, to… pomijając fakt tego co mi zrobiła,
było mi ciężko. Brakowało mi tych naszych wieczornych pogaduszek, na przeróżne
tematy, i, mam nadzieję, że znów do tego wrócimy, jednak… to już nie będzie to
samo…
Śnieg
znów zaczął sypać, kiedy wyszłam z domu rodziców, wróć, naszego domu. Bardziej
wtuliłam twarz w szalik, po czym powoli ruszyłam po oblodzonym chodniku. W
powietrzu dosłownie można było wyczuć już święta. Wkoło unosił się zapach
piernika oraz innych pyszności. Nawet nie zauważyłam, kiedy dotarłam do
kamienicy, w której mieszkał blondyn. Popatrzyłam w górę i w oknie zobaczyłam
tylko nikłą czerwoną poświatę. Szybko udałam się do mieszkania, w obawie, że
coś się stało. Nacisnęłam klamkę i drzwi otworzyły się przede mną z cichym
skrzypnięciem.
-Niall?! – zawołałam, ale odpowiedziała mi cisza. Weszłam
do salonu i… wybuchłam gromkim śmiechem. Blondyn siedział na kanapie w swetrze
z reniferem, owinięty łańcuchem choinkowym i światełkami. Po chwili skuliłam
się w pół, ponieważ rozbolał mnie brzuch. Ze śmiechu oczywiście.
-Co tak stoisz i się śmiejesz? – zapytał z pretensją w
glosie – pomóż mi, ty niewdzięcznico mała.
-Już idę kochanie. – podeszłam do kanapy, na której siedział
chłopak, po czym, zająwszy miejsce obok niego, poczęłam rozplątywać go ze
sznura i lampek. Po jakichś pięciu minutach wszystko wylądowało na podłodze, a
ja, na kanapie, pod Niallem.
-Ładnie to tak, śmiać się z potrzebującego?
-Z potrzebującego czego? Pomocy psychiatry? – pokazałam
mu język, a ten tylko się zaśmiał i pocałował czubek mojego nosa,
-I jak poszło?
-Mama mnie przeprosiła i poprosiła, żebym wróciła do domu
– rzekłam szeptem.
-I co?
-Powiedziałam, że wrócę, ale nie wiem, czy potrafię z nią
rozmawiać, tak jak kiedyś.
-Dasz radę, kochanie, wierzę w ciebie.
-Chciałbym, żeby wszystko wróciło do starego porządku –
popatrzyłam w niebieskie tęczówki, w których ukryta była troska i miłość.
-Zobaczysz, jeszcze wszystko będzie tak, jak kiedyś – Niall
pocałował mnie w czubek nosa, po czym wstał i popatrzył na mnie z chytrym
uśmieszkiem. – Ale teraz musisz odpokutować za swoje nabijanie się ze mnie i….
zrobisz mi coś dobrego do jedzonka – poruszał śmiesznie brwiami.
-Hm…. No, skoro tylko w ten sposób mogę odzyskać twe
serce, panie, zrobię co każesz – odrzekłam i zaśmiałam się. Co ja właśnie
powiedziałam?!
-A więc, czyń swe honory – przemówił blondyn, po czym
wygodnie rozsiadł się na kanapie, jednocześnie włączając mecz w telewizji.
Pakowanie się, to wcale nie jest przyjemna rzecz.
Szczególnie, kiedy musisz opuścić ukochaną osobę. I tak też było, wrzucałam
swoje rzeczy do torby, a że niewiele ich było, nie zajęło mi to dużo czasu. W
międzyczasie w oczach pojawiły się łzy. Czego
ryczysz, głupia? Upominałam się w myślach. Przecież nie wyprowadzasz się na drugi koniec świata. Ale co ja
mogę na to poradzić? Taka już jestem, że się rozklejam w takich momentach.
-Kochanie, spakowałaś się już? – w drzwiach ujrzałam
Nialla, patrzącego na mnie z delikatnym uśmiechem.
-Taaa… Jeszcze tylko kosmetyczka – pociągnęłam dyskretnie
nosem, po czym, nie patrząc na chłopaka, ruszyłam w stronę łazienki.
-Ej, Amy – powiedział zatrzymując mnie w połowie drogi –
Nie smuć się, przecież nie jedziesz na Antarktydę. Uśmiech proszę – wyszczerzył
swoje zęby w szerokim uśmiechu, a ja nie mogłam zrobić tego samego. – No teraz
możemy jechać.
-Amy!
Wreszcie jest… - moja mama przestała się uśmiechać, gdy tylko zobaczyła Nialla
u mego boku.
-Mamo, pamiętasz chyba Nialla, mojego chłopaka, prawda? – przesadnie wskazałam ręką w stronę
blondyna, podkreślając, przy tym rolę, jaką pełni w moim życiu.
-Ocz… Oczywiście kochanie – szok wymalowany na jej twarzy
wcale mnie nie zdziwił. Popatrzyłam nie pewnie na chłopaka stojącego obok mnie.
Ten uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco i delikatnie ścisnął moją dłoń. –
Wejdźcie.
-Mamo, najpierw zaniesiemy rzeczy do pokoju.
-Jasne – rzuciwszy mi krótkie spojrzenie moja
rodzicielka, weszła z powrotem do kuchni.
-No… pierwsze koty za płoty, jak to mówią – odetchnęłam z
ulgą, mając nadzieję, że mama wreszcie odpuści i zaakceptuje nasz związek.
-A potem może być już tylko lepiej – Niall puścił mi
oczko, a ja nie chcąc się z nim kłócić potaknęłam głową.
Właśnie
kończyłam układać rzeczy w szafie, których, notabene, nie było zbyt wiele, gdy
usłyszałam kroki na korytarzu, a po chwili rozległo się ciche stukanie do
drzwi.
-Proszę – powiedziałam, a po chwili ujrzałam Luke’a.
-Mama woła was na obiad.
-Okay, już schodzimy.
Odwróciłam się twarzą do Nialla, a w jego oczach
dostrzegłam zaniepokojenie. Czyżby martwił się obiadem z moimi rodzicami? W
sumie, ja czuję to samo, tylko chyba dwa razy bardziej. Bałam się tego, jak
zachowa się moja mama, bo, po mimo tego, że zapewniła mnie o swojej akceptacji
naszego związku, nigdy nic nie wiadomo, a oczy musimy mieć szeroko otwarte.
-Denerwujesz się? – zapytałam blondyna cicho.
-Tak troszeczkę. Myślisz, że nie dostanę patelnią po
głowie?
-Nie, myślę, że aż tak źle nie będzie – posłałam mu
oczko, po czym powoli ruszyliśmy w stronę jadalni.
*dwa dni później*
Nie
przypuszczałam, że na wspólnym obiedzie będzie aż tak miła atmosfera. Znów
poczułam się jak dawniej. Mama ani tata nie mówili nic na temat moich relacji z
blondynem, co więcej, tata nawiązał z Niallem bardzo interesującą i długą
rozmowę na temat ostatniego meczu Manchesteru z Derby County, po kilku minutach
do ich ożywionej konwersacji dołączył także Luke. Natomiast ja z mamą
prowadziłam dość niezobowiązującą rozmowę na temat świąt Bożego Narodzenia,
które, szczerze mówiąc, są już za dwa dni. W dalszym ciągu nie mam prezentów
dla mojej kochanej rodzinki, za to Niall dostanie ode mnie książkę pod tytułem
„Z jedzeniem dookoła Świata”* i do tego nasze wspólne zdjęcie. Natomiast Emily
swój upragniony zestaw kosmetyków, o którym truje mi już od dwóch miesięcy.
-Niall! – krzyknęłam z salonu w mieszkaniu chłopaka.
-Tak skarbie? – jego głowa wychyliła się zza framugi.
-Jedziesz ze mną na zakupy świąteczne? Muszę kupić
prezenty.
-Dla mnie też? – zapytał z nadzieją w oczach.
-Nope. Dla ciebie już mam prezent – podeszłam do niego,
po czym pocałowałam delikatnie.
-Ech… To zbieraj się, nie mamy wieczności.
-Jak to nie?
-Na zakupy nie mamy całej wieczności – sprecyzował,
uśmiechając się szeroko.
-A
może to? – spytał podnosząc do góry sweter z reniferem.
-Czy ty jesteś głupi czy tylko mało inteligentny?
Przecież nie kupię takiego swetra Luke’owi. – palnęłam go w tył czaszki –
Szukamy czegoś innego. – zarządziłam.
I wyszło na to, że na zakupach spędziliśmy niemal cztery
godziny, ale ja przynajmniej znalazłam idealne, przynajmniej tak mi się wydaje,
prezenty dla rodzinki.
-Amy? – zapytał Niall niepewnie, kiedy byliśmy w drodze
do domu.
-Tak, skarbie?
-Bo… chciałbym, żebyś pojechała ze mną gdzieś w drugi
dzień świąt.
-Gdzie konkretnie?
-Do mojej babci, do Mullingar.
-Ja, Niall, bardzo chętnie, ale to nie będzie problem?
-No coś ty, to będzie przyjemność – puścił mi oczko.
Odkąd
wjechaliśmy do tego uroczego miasteczka w Irlandii, nie potrafiłam oderwać
twarzy od szyby. Wszędzie leżał biały śnieg, na lampach znajdowały się
świąteczne ozdoby. Bardzo urokliwe to miasto.
-O czym myślisz? – zapytał Niall.
-Podziwiam, pięknie tu jest.
-Wiem, kochanie. Ale to nic w porównaniu z tym co chcę ci
pokazać - puścił do mnie oczko.
-W takim razie już nie mogę się doczekać – uśmiechnęłam
się szeroko.
-To dobrze, ale najpierw poznaj moją babcię – chłopak
zaparkował na podjeździe przed małym, uroczym domkiem.
Wysiedliśmy i razem, trzymając się za ręce, stanęliśmy
przed drzwiami wejściowymi. Niall zadzwonił dzwonkiem, a po chwili naszym oczom
ukazał się niska, starsza pani z przyjaznym uśmiechem na twarzy. Popatrzyła na
nas zdezorientowana, ale kilka sekund później już trzymała blondyna w
ramionach.
-Niall! Jak tyś urósł, a jak wyprzystojniał! Po prostu
cały tatuś! – mówiła z wielkim entuzjazmem niechętnie wypuszczając mojego
chłopaka z ramion. Oglądała go jeszcze przez chwilę, a potem zwróciła wzrok ku
mnie.
-A co to za urocza dziewczyna? – spojrzała wymownie na
Nialla. Ten uśmiechnął się, o ile to możliwe, jeszcze szerzej.
-Babciu, to jest moja dziewczyna, Amy – przytulił mnie do
siebie – Amy, to jest moja babcia, Betty. – nie pewnie wyciągnęłam w jej
kierunku dłoń.
-Miło mi, jestem Amy – uśmiechnęłam się wstydliwie.
-Amy, bardzo ładnie imię, nie sądzisz Niall? – chłopak
przytaknął – A właścicielka jeszcze ładniejsza – uśmiechnęła się szeroko, a ja
spiekłam raka. Dosłownie! – Ale kochani! Nie stójmy tak w progu! Wejdźcie do
środka, nie będziemy marzli! – powoli weszliśmy do wąskiego przedpokoju, gdzie
razem z blondynem rozebraliśmy się, a następnie skierowaliśmy się do dużego
salonu, gdzie pod oknem stała wielka, pięknie przystrojona choinka z wielką
gwiazdą betlejemską na czubku, znów się zauroczyłam.
-Sama pani ubierała choinkę? – zapytałam pełna podziwu.
-Nie moje dziecko. Córka sąsiadów, Katy, mi pomogła. To
naprawdę bardzo pomocna dziewczyna.
-Katy? – zdziwiła się Niall – To ona nie wyjechała?
Przecież miała jechać na studia.
-A i owszem, wyjechała, ale musiała wrócić, ponieważ jej
matka zachorowała.
-Co się stało? – tym razem to ja się wtrąciłam.
-Rak szyjki macicy, niestety nie udało jej się. Zmarła
pół roku temu.
-To straszne – wyszeptałam.
-Masz rację, Amy. Ale taki ludzki los. Każdy z nas kiedyś
odejdzie. A czy prędzej czy później to już zadecyduje Bóg.
-Tak, racja. – usiadłam na kanapie, obok pani Betty. – A
pani ja się czuje?
-Dobrze, kochanie. Jak na razie jest wszystko w porządku.
-To dobrze babciu – uśmiechnął się Niall, zajmując
miejsce na podłokietniku kanapy i kładąc dłoń na moim ramieniu.
-Jak długo jesteście razem?
-Umm, dwa miesiące – odpowiedziałam trochę zakłopotana.
Byłam również zaskoczona tym, że w tak krótkim czasie zdarzyło się tak wiele.
-Och! Gdzież moje maniery! Chcecie herbaty?
-Ja poproszę – podniosłam do góry dłoń.
-Ja też – odezwał się chłopak.
-Pomóc pani? – zapytałam.
-Nie trzeba, Amy.
Kiedy babcia Betty wyszła z pokoju, Niall momentalnie znalazł się obok mnie
całując długo i namiętnie.
-Och, ja… - usłyszeliśmy chrząknięcie i szybko się od
siebie oderwaliśmy – Nie chciałam Wam przeszkadzać.
-Nie.. nie przeszkadza pani – odpowiedziałam zakłopotana.
-To
twój pokój? – zapytałam, kiedy wieczorem weszliśmy do sypialni. Rozejrzałam się
wokół. Pokój był nie wielki. Utrzymany w kolorach granatu, na ściana wisiało
kilka zdjęć.
-No, był mój, zawsze kiedy przyjeżdżałem tu na wakacje,
albo na ferie. – odpowiedział drapiąc się po głowie – Masz jakieś zastrzeżenia?
-Nie, jest ślicznie. – podeszłam do ściany, na której
wisiały zdjęcie. Ujrzałam małego Nialla, stojącego obok wielkiego psa. Naprawdę
wielkiego. – Byłeś uroczym dzieckiem – uśmiechnęłam się szeroko.
-A teraz nie jestem? – Niall oplótł dłonie wokół mojej talii.
-Nie, teraz jesteś wkurzający, marudny, przystojny… ale i
tak cię kocham. – cmoknęła go w policzek.
-To masz szczęście – szepnął mi do ucha, wkładając dłonie
pod moja koszulkę, aby po chwili zacząć całować moją szyję.
-Nie tutaj Niall – szepnęłam – Nie przesadzaj – zaśmiałam
się szczerze – Może jak wrócimy – puściłam mu oczko.
*nie mam pojęcia, czy taka książka istnieje, tytuł
wymyśliłam na potrzeby tego ff
_______________________________________
Woah! To chyba najdłuższy rozdział jaki napisałam EVER! Przepraszam za kolejne opóźnienie, jednak jak pisałam w komentarzu pod ostatnim postem, nie mam czasu na pisanie, a kiedy już znajdę chwilę (często gęsto jest to koło północy) jedyne o czym marzę, to położenie się spać. Już nawet rzadko kiedy książki czytam, więc zrozumcie mnie.
Jak zwykle, mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie w komentarzach!
Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam na mojego tt: @CinamonCoffeee ;)