Dryń, dryń! Cholerny budzik. Na ślepo szukam telefonu na
szafce nocnej.
-No, zamknij się już! – mówię zaspanym głosem, po czym
wreszcie udaje mi się wyłączyć ten wymysł szatana. „Nie nawidzę poniedziałków”
myślę „I wtorków, i śród, i czwartków…. I piątków w zasadzie też”. Powoli
wygrzebuje się z łóżka. Na stopy wsuwam puchate kapcie, a na ramiona narzucam
gruby szlafrok. Kurcze, zimno jak na Syberii! Wspominałam już, że nienawidzę
zimy? Nie? To pozwólcie, że teraz to powiem. Nienawidzę zimy! Nienawidzę
wszystkiego co z nią związane. No… Może oprócz Świąt. Święta są fajne. Powoli
kieruję się do łazienki, gdzie następnie zrzucam z siebie wszystko i wskakuję
pod prysznic. Gorąca woda spływa po moim ciele, gdy nagle…. Fuuuuck! Zadania z
matmy. Boże, dlaczego akurat dzisiaj? Jestem na siebie wściekła. Czemu nie zajrzałam
do tego zeszytu? Ugh. Oddycham głęboko, po czym wychodzę z kabiny. Zakładam na
siebie szlafrok i z powrotem idę do swojego pokoju. Dziś postawię na łatwiznę.
Zakładam na siebie czarne grube legginsy, długą tunikę i wełniany sweter.
Następnie siadam przy toaletce, gdzie robię delikatny makijaż i ogarniam szopę
na głowie. Gotowa chwytam torbę z książkami i schodzę na dół. W kuchni krząta
się mama, natomiast tata siedzi w salonie czytając gazetę.
-Cześć - uśmiecham
się do mojej rodzicielki i siadam przy stole.
-Hej. Mam dla ciebie złą wiadomość – patrzy na mnie ze
smutną miną, a po chwili kontynuuje – musisz dzisiaj jechać sama do szkoły.
-Serio? Ale… ale, jest tak zimno, sypie śnieg – mówię z
miną zbitego psiaka. Niestety, moja mama tylko się głupio uśmiecha. Super! Po
prostu zajebiście! Ale…. Zaraz, zaraz.
-A Luke? Przecież jeszcze nie wyszedł, prawda?
-Niestety, minęliście się…. – Cholera! Nie dość, że nie
mam zadania z matmy, to jeszcze muszę się tłuc autobusem w taki mróz! Echh….
-Siema!
– słyszę za plecami. Odwracam się na pięcie i widzę uśmiechniętą twarz Emily.
-Heej! – odpowiadam z wielkim bananem na twarzy i mocno
przytulam moja przyjaciółkę.
-O matko! Amy! Udusisz mnie!
-Przepraszam! Po prostu strasznie zmarzłam! – śmieję się
i wypuszczam dziewczynę z objęć. Ta
odpowiada mi tym samym i razem ruszamy w stronę naszych szafek. Jak dobrze, że
są obok siebie.
-Co masz teraz? – pyta
-Matematykę. Dobra, muszę lecieć. Bo babka na stówę mnie
dzisiaj zapyta!
-Powodzenia! - Krzyczy Emily.
-Nie dzięki! – można powiedzieć, że wręcz biegnę do Sali.
Zatrzymuję się akurat przed nauczycielką. Szepczę ciche „przepraszam” i szybko
siadam pod ścianą. Wyciągam zeszyt i zatracam cię w cyferkach.
-….
różnych definicji całki oznaczonej, wynik całkowania będzie taki sam.
Rozumiecie? – spytała nauczycielka. Wszyscy niemrawo przytaknęli. Ale to chyba
oczywiste, że nikt tego nie rozumiał. No, może z wyjątkiem naszego klasowego
kujona. Po chwili do moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka. Nareszcie! Wrzucam
swoje książki do torby i, najszybciej jak tylko mogę, wybiegam z klasy.
Kieruję się w stronę szafek, gdzie oczywiście spotykam
Emily.
-I jak tam mata? – pyta po chwili.
-Całkiem, całkiem… A tak przy okazji…. Rozumiesz całki?
-Chyba ci dzisiaj słoneczko za mocno przygrzało. Ja i
całki? Nie, moja droga.
-W zasadzie… Ale spytać nie zaszkodzi, nie?
-Niby tak…. A co tam u Luke’a? – oho, już się zaczyna. Ta
dziewczyna ma obsesję na punkcie mojego brata!
-Chyba całkiem spoko.
Nie wiem, nie gadałam z nim dzisiaj.
-Ale…. A powiedziałaś mu, że w sobotę robię osiemnastkę?
Wiesz jak mi zależy na tym, żeby przyszedł.
-Jeszcze nie, ale obiecuję, że przy najbliższej okazji
zapytam – Emily rzuca mi się na szyję i ściska z całej siły. Śmieję się z niej.
Czasami chciałabym być taką optymistką jak ona!
-Em… uspokój się. Ludzie patrzą.
-A niech patrzą! Kocham cię! Jesteś najwspanialszą
przyjaciółką na świecie!
-Oj, bo się zarumienię – wytykam jej język kiedy wreszcie
się ode mnie odsuwa.
-No widzisz jak działam na kobiety? – mówi Emily zniżając
głos, a ja zaczynam się śmiać jak porypana.
-Tak, tak. Powiedzmy, że to prawda. A teraz chodź,
idziemy na w-f – chwytam nastolatkę pod rękę i razem maszerujemy dziarskim
krokiem w stronę szatni.
-Nareszcie!
Myślałam, że ten dzień się nigdy nie skończy! – marudziłam, gdy ubierałam
kurtkę – Idziemy na gorącą czekoladę do Starbucks’a?
-Jeszcze pytasz? Po tym sprawdzianie z chemii mam taki
niedobór glukozy, że masakra – Em teatralnie wyrzuca ręce w górę. Obie
zaczynamy się śmiać i wychodzimy ze szkoły.
Po przepysznej czekoladzie, niestety musimy się
rozdzielić. Żegnamy się uściskiem i każda rusza w swoja stronę.
-Wróciłam!
– krzyczę od progu i od razu ściągam z siebie wierzchnie ubranie.
-Słyszałem. Nie musisz się tak drzeć. – zza rogu wychodzi
mój brat, potocznie zwany Luke’iem.
-Tsa. Słuchaj, w sobotę w Funky Buddha Emily robi
urodziny. Kazała przekazać ci zaproszenie – mówię i wyciągam z torby białą
kopertę. Podaję ją chłopakowi i czekam na jego reakcję.
-Jasne. Przekaż jej, że przyjdę – mówi po chwili namysłu
i niemrawo się do mnie uśmiecha. – Ty też będziesz?
-Nie, wiesz. Nie będę na
osiemnastce mojej najlepszej przyjaciółki – odpowiadam z sarkazmem.
-Aha. Spoko…
-Pewnie, że będę Idioto! To był sarkazm. – dogryzam mu i
ruszam w stronę schodów
-Spadaj! – słyszę zanim zamknę drzwi swojej sypialni.
Boże! Mam brata-przygłupa! Dlaczego?
Rzucam torbę na podłogę i podchodzę do wieży, którą
włączam. O tak, chwila relaksu…
Powoli
otwieram jedno oko, potem drugie… Czyżbym zasnęła? Chyba tak. Leżę jeszcze
chwilę, a potem zrywam się z łóżka jak poparzona. Zadania! Wysypuję wszystkie
rzeczy z torby na łóżko i zaczynam przeglądać zeszyty. Angielski, hiszpański,
matma, biologia, fizyka. Ja tego nie ogarnę, nie ma szans!
Powoli schodzę po schodach,
mając nadzieję, że nikogo nie obudzę. Dochodzi północ, a ja właśnie idę zrobić
kawę. Cholerny sprawdzian z historii!
Do pokoju wracam po 10 minutach. Biorę łyk kawy i
zabieram się z powrotem do roboty.
Znowu
to samo! Wyłączam szybko budzik i podnoszę się z łóżka. Obok mnie leży książka
z historii, a w nogach znajduję inne podręczniki i zeszyty. No, no, no…. Nieźle
wczoraj zabalowałam. Po prostu żyć, nie umierać!
Wygrzebuję się z pościeli i idę do łazienki. Odwalam tę
samą poranną rutynę. Wracam do pokoju. Zakładam niebieskie jeansy, koszulkę z
Myszką Micky i dużą bluzę. Robię delikatny makijaż, a włosy zaplatam w kłosa.
Gotowa schodzę na dół. Witam się z rodzicami i siadam do stołu. Baardzo powoli
jem naleśniki z nutellą. Dzisiaj na szczęście nie muszę jechać autobusem!
Chwała wam za to!
Po 15 minutach już stoję przy drzwiach. Zakładam czarną,
puchową kurtkę i brązowe botki na niewysokim obcasie. Na głowę naciągam
wełnianą czapkę, a na dłonie rękawiczki. I wychodzę. W samochodzie czeka na
mnie tata. Wsiadam i odjeżdżamy
W szkole jestem za piętnaście ósma. Normalka.
-Siema! – mówię do Emily, która już czeka przy szafkach.
-Joł! – odpowiada ze śmiechem.
-O, a co to za rapowy nastrój?
-A tak jakoś. Dałaś Luke’owi zaproszenie?
-Dałam, dałam. Powiedział, że przyjdzie – dziewczyna aż
pisnęła, kiedy usłyszała moje słowa. Przytuliła mnie i dała buziaka w policzek.
-Mówiłam, że cie kocham?
-Coś tam wspominałaś. – uśmiecham się do niej. Wyciągam z
szafki potrzebne książki i razem kierujemy się na biologię.
-Idziesz
dzisiaj do mnie? – pytam Emily, której od rana uśmiech nie schodzi z twarzy.
-Czemu nie? – odpowiada. Zakładamy kurtki i ruszamy w
stronę wyjścia.
-Chcesz coś do picia? – wołam z kuchni.
-Tak! Poproszę gorącej herbatki. Zmarzłam jak nie wiem! –
mówi brunetka i podchodzi do kaloryfera. -Cześć dziewczyny! – do kuchni wchodzi
Luke. Ukradkiem spojrzałam na Emily, aż się zatrzęsła. Matko kochana! Ona się zakochała!
-Cześć -
odpowiadam bez entuzjazmu.
-A wy co takie ciche? Normalnie uspokoić was nie idzie.
-Oj, weź już się zamknij. Emily, chcesz jakieś ciacha?
-Jeszcze pytasz? Jasne, że tak! – mówi ożywiona.
Uśmiecham się, wyciągam z szafki ciastka i razem ruszamy do mojego pokoju.
-Em! Dziewczyno! Tyś się zakochała! – piszczę jak tylko
zamykam za sobą drzwi.
-Ojj tam. Może troszeczkę…. - odpowiada zarumieniona.
-Troszeczkę? Założę się, że masz „motylki w brzuchu” jak
tylko usłyszysz głos Luke’a.
-Tak jakby. Ale nic mu nie mów, okay?
-Pomyślę…. A co będę miała w zamian za milczenie?
-Zrobię co tylko zechcesz, ale błagam cię, nie mów mu!
-No dobra, dobra.
-To co chcesz?
-Ymmm…. Jeszcze nie wiem. Jak coś wymyślę to dam znać. –
i tak mniej więcej wyglądała nasza rozmowa. Zaczęłyśmy na Luke”u, a
skończyłyśmy na Królowej Elżbiecie. Nim się obejrzałyśmy dochodziła 21 i Em
musiała uciekać do domu.
-Jak chcesz, to zapytam Luke’a czy by cię nie podwiózł –
mówię z delikatnym uśmiechem.
-Serio? To znaczy…. Tak… Skoro chcesz. – odpowiada
zakłopotana.
-Okay. To zaraz wracam. – wychodzę z pokoju, gratulując sobie
w duchu. „A niech się dziewczyna nacieszy” myślę.
Cicho pukam do pokoju Luke’a.
-Mogę? – pytam i wkładam głowę między drzwi a framugę.
-Jasne. Co jest?
-Podwieziesz Emily do domu? – uśmiecham się najładniej
jak tylko potrafię.
-Emm… Okay
-Super! Dzięki! – wracam do swojego pokoju i informuję Em
o tym, że Luke ją zawiezie. Ta zaczęła skakać po pokoju jak małpa w cyrku.
Boże, jak ja ją kocham :P
Pomagam pakować jej rzeczy do plecaka.
Razem z nią schodzę na dół do kuchni. Tam jemy jeszcze
ciacha.
-Luke! Pospiesz się! – wrzeszczę.
-Idę, idę. – widzę go u szczytu schodów. Po chwili już
stoi obok mnie. – To ja zaczekam w samochodzie.
-Gotowa? – pytam zdenerwowaną Emily. Ta tylko ledwo
zauważalnie kiwa głową. Zakłada swój płaszcz i kozaczki.
-Wyluzuj. – mówię na odchodne i daję jej kopniaka w
tyłek. Em odwraca się do mnie, po czym mocno przytula. Jeszcze tylko całus w
policzek i już jej nie ma. Zamykam drzwi i z uśmiechem na twarzy wracam do
pokoju.
_____________________________________
Pierwszy rozdział już jest. Na razie nic się nie dzieje, ale obiecuję, że w kolejnym rozdziale będzie inaczej :D
Ps: Przeczytałeś? Zostaw po sobie komentarz:D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz