*sobotnie
popołudnie*
Wychodzę
z łazienki, gasząc za sobą światło. Staję przed szafą i wpadam w panikę. Nie
mam się w co ubrać! A do imprezy została tylko godzina! Przekopuję zawartość
półek, kiedy mój wzrok spoczywa na czarnej, obcisłej sukience. „Idealna!” myślę
i chwytam ją w dłonie. Szybko zakładam ją na siebie i staję przed lustrem.
Sukienka jest przepiękna…. Siadam przy toaletce, rozczesuję moje długie,
kręcone włosy i zabieram się za makijaż. Po 40 minutach jestem zwarta i gotowa
na świetną zabawę w towarzystwie moich znajomych. Gdy schodzę na dół, Luke już
czeka, niecierpliwie podrzucając w dłoni pęk kluczy.
-No nareszcie! Ileż można się ubierać?! – pyta i zakłada
buty.
-Sorry, ale ja potrzebuję trochę więcej czasu niż ty.
-Trochę? Dziewczyno to było trochę? Czkam na ciebie od
półgodziny i ty mi mówisz, że to było trochę?
-Och, zamknij się już – mówię i tym samym kończę tą
bezsensowną wymianę zdań. Mijam go w progu i wsiadam do jego czarnego auta.
Gdy
wchodzimy do klubu uderza w nas dym papierosowy pomieszany z zapachem, alkoholu
i potu. No tak… Jest sobota wieczór, a my właśnie weszliśmy do jednego z najbardziej obleganych i popularnych klubów
w całym Londynie. Dobrze, że została wynajęta osobna sala tylko dla nas….
-Amy! – słyszę swoje imię i zwracam wzrok w kierunku, z
którego dochodzi wołanie. Widzę uśmiechniętą Emily. Wygląda naprawdę
olśniewająco. Podchodzę do niej szybkim krokiem i przytulam na powitanie.
-… no i na koniec życzę ci fajnego chłopaka i żebyś nigdy
się nie zmieniała i żebyśmy już zawsze były przyjaciółkami – uśmiecham się i
wręczam jej prezent. Dziewczyna podnosi na mnie wzrok i powoli otwiera
torebeczkę. Jej oczy otwierają się do niebotycznych rozmiarów, a po chwili na
ustach pojawia się uśmiech. Emily rzuca mi się na szyję. Ściskam ją mocno.
-Dziękuję, dziękuję, dziękuję – mówi jakby w amoku.
Wyciąga z torebki płytę Room94 i wygląda jakby była w siódmym niebie.
Wiedziałam, że jej się spodoba.
Godzina
00:00. Czas na tort! Podchodzę do Emily i razem wpatrujemy się w drzwi, które
po kilkunastu sekundach otwierają się, a na salę wjeżdża przeogromny tort.
Patrzę na przyjaciółkę i widzę jak jej oczy zaczynają się świecić. Zawsze była
zwolenniczką słodyczy. Po kilkunastu minutach tort zostaje opanowany, przez
gości i wszyscy wracają do zabawy. Ja aktualnie siedzę przy stoliku razem z
moim bratem, Emily i kilkoma innymi znajomymi.
-Założę się, że nie dasz rady wypić najmocniejszego
drinka z baru na raz! – mówi do mnie Luke.
-Tak? A o co chcesz się założyć? – odpowiadam.
-Jak przegrasz to pójdziesz do tego klubu obok naszego
domu i wyrwiesz jakiegoś kolesia, a jak wygrasz to zrobię to ja, tyle że wyrwę
jakąś laskę.
-Dobra! – prawie, że krzyczę i podaje mu dłoń. Po kilku
chwilach już stoję przy barze w asyście Emily i zamawiam Rocket Fuel. Według
barmana, najmocniejszy drink w mieście. Po chwili znów wracamy do stolika.
Skład się nie zmienił, co oznacza jedno. Każdy czeka na nasze starcie…. Stawiam
przed Luke’iem jego porcję i czekam aż wypije. Po chwili się załamuję. Skubany
wypił! Dobra, teraz moja kolej. Biorę głęboki oddech i po chwili trzymam mojego
drinka w dłoni. Przystawiam szklankę do ust i jak najszybciej próbuję wlać w
siebie jej zawartość. Niestety w połowie mięknę i wręcz krztuszę się cieczą.
Gwałtownie odstawiam szklankę na stół i słyszę głośny śmiech mojego brata.
-Przykro mi, młoda. W poniedziałek rano chcę cię widzieć
z jakimś fajnym kolesiem – mówi i puszcza mi oczko.
Reszta nocy upływa w
zatrważającym tempie. Pijemy, tańczymy, wygłupiamy się. Czyli impreza jak każda
inna. Nim się spostrzegam wybija czwarta nad ranem i goście zaczynają się
rozchodzić. Zostaję do samego końca, a potem razem z Emily wsiadamy do
taksówki, która zawozi nas do domów.
Rano
budzę się z okropnym bólem głowy. Nienawidzę kaca. Zwlekam się z łóżka,
mamrocząc przy tym jakieś nieskładne przekleństwa. W ślimaczym tempie schodzę
po schodach i kieruję się do kuchni. Otwieram szafkę, z której wyciągam
szklankę, a następnie sięgam po butelkę z wodą. Wypijam całą zawartość
szklanego naczynia w kilka sekund i już chcę się odwracać gdy słyszę:
-No siema siostra! Co tam u ciebie? – Luke staje w
drzwiach i patrzy na mnie i idiotycznym uśmieszkiem.
-Ciszej idioto, głowa mi pęka. – szepczę, po czym próbuję
przecisnąć się obok niego.
-Oho, widzę, że ktoś tu ma kaca.
-Zamknij się i daj mi pójść spać – mówię i idę do swojego
pokoju, gdzie odpływam w błogi sen.
Gdy
się budzę jest już ciemno. Patrzę na zegarek, który wskazuje godzinę 17.
Schodzę z łóżka i idę do łazienki.
Jestem w totalnej rozsypce… Nie mam pojęcia w co się
ubrać i jak się uczesać, a czasu coraz mniej.
Po kilkunastu minutach sterczenia przed szafą decyduję
się na zwiewną, kremową sukienkę przed kolano, a do tego beżowe szpilki. Włosy
spinam w koka, zostawiając kilka luźnych pasemek po bokach, a jeżeli chodzi o
makijaż… robię to co zawsze, czyli nakładam podkład, trochę tuszu do rzęs i
brzoskwiniowy błyszczyk na usta.
Cicho przemykam przez korytarz, ze szpilkami w ręce, żeby
tylko rodzice mnie nie usłyszeli. Szybko zakładam na siebie kurtkę i już mnie
nie ma.
Wchodzę
do ciemnego, zadymionego klubu. Wokół tłoczą się ludzie, a w powietrzu czuć
papierosy i jakiś nieznany dla mnie zapach. Rozglądam się po pomieszczeniu. „Po
co ja tu w ogóle przyszłam?”, po raz kolejny zadaje sobie to samo pytanie w
myślach. Ach…. No tak. Przecież chcę zaimponować mojemu bratu i jego znajomym.
Ale się wpakowałam… No nic, sama sobie naważyłam tego piwa, to teraz muszę je
sama wypić. Biorę głęboki oddech (na tyle, na ile jest to możliwe) i ruszam
przed siebie.
W końcu docieram do zatłoczonego baru. Zamawiam mocnego
drinka i sącząc go przysiadam na jednym z krzeseł barowych.
„Głupi zakład!” myślę po raz enty tego
wieczoru. Jestem zła na siebie, na Luke’a…. w zasadzie jestem zła na wszystko.
Przecież mogłam zostać dzisiaj w domu i oglądać spokojnie jakiś wyciskacz łez.
Ale nie! Bo przecież mam zbyt wielkie ego, żeby przegrać jeden zakład! I to w
dodatku z własnym bratem! Czuję się tu jak w klatce. Zaczynam tracić panowanie
nad łzami. Dlatego postanawiam zamówić jeszcze jeden kolorowy napój. I jeszcze
jeden.
Kiedy jestem już nieźle wstawiona postanawiam
wreszcie ruszyć na parkiet. Skaczę w rytm muzyki. Bawię się z zupełnie obcymi mi
osobami, ale nie przeszkadza mi to. Jednak moje nogi dają się we znaki, więc postanawiam
usiąść i znów coś wypić.
Siedzę sobie spokojnie na wysokim stołku kiedy nagle koło
mnie pojawia się jakiś chłopak. Wygląda naprawdę groźnie. Przekuta warga, ucho
i brew. Ramiona całe w tatuażach. Strach się bać….
-Barman! Jeszcze jednego drinka dla tej ślicznotki! – mówi
ów tajemniczy chłopak po czym uśmiecha się szeroko. Rozglądam się wokół z
nadzieją, że nie mówi o mnie, lecz teraz jak na złość przy barze zostaliśmy
tylko my.
Barman podsuwa mi szklankę z kolorowym napojem. Przyglądam
się jej uważnie.
-Dzięki, ale mnie już chyba wystarczy – odzywam się po
chwili ciszy. Tajemniczy osobnik spogląda na mnie zaskoczony.
-Oj, mała. Daj spokój. Jeden w tą czy w tamtą stronę. Co
to za różnica? – no w zasadzie, chyba ma rację. Biorę pierwszy łyk ze szklanki,
a chłopak uśmiecha się triumfalnie.
-I to rozumiem. A teraz powiedz mi…. Co taka ładna
dziewczyna jak ty robi sama w takim klubie, ha?
-Nie mów, że cię to interesuje. – mówię nawet na niego
nie zerkając.
-Pewnie, że interesuje. Nie chciałbym, żeby takiej ładnej
mordce coś się stało. – w odpowiedzi tylko fukam. Jak tak można?!
-Oho! Chyba ktoś się wkurzył! –mówi kpiąco – Nie złość
się, maleńka. Złość piękności szkodzi! A teraz podnieś te swoje zacne cztery
litery i chodź zatańczyć.
-Rodzice cię kultury w domu nie nauczyli? A co, jak nie
chcę tańczyć?
-No weź… Proszę…? – chyba jednak zmienię zdanie. Kiedy
chłopak na mnie patrzy…. No, po prostu nie mogę mu nie ulec. Jego oczy…. STOP!
Amy! Nie rozpędzaj się tak!
-Ugh! No dobra…. – mówię w końcu i ruszam za nim na
parkiet
-A tak w ogóle to Niall jestem! – krzyczy, gdyż muzyka w
tym miejscu jest zbyt głośna.
-Amy! – odpowiadam.
-Powiedz,
dlaczego tutaj jesteś? Na pewno nie przyszłaś tutaj z własnej woli – odzywa się
Niall, patrząc na mnie spode łba.
-Założyłam się z bratem – odpowiadam jak gdyby nigdy nic
i dalej piję swojego drinka.
-O co? Nie to, że jestem wścibski, czy coś, ale wiesz.
Zakładanie się raczej nie leży w naturze dziewczyn.
-O to, że jak wypiję najmocniejszego drinka w klubie, to
on przyjdzie tu dziś i wyrwie jakąś laskę, ale jak widzisz przegrałam. Nie
wypiłam tego pieprzonego drinka i teraz muszę tu siedzieć. – Niall patrzy
na mnie jak na idiotkę, a po chwili
wybucha śmiechem. Że co?!
-Przepraszam, ale…. Po prostu do przewidzenia było to, że
nie podołasz.
-Szowinista…. Czemu wy zawsze myślicie, że we wszystkim
jesteście najlepsi?! – unoszę się. Chyba powinnam skończyć z alkoholem.
-Wow, Wow. Spokojnie. Wcale tak nie jest…. No, ale
przyznaj, że w piciu jesteśmy od was lepsi.
-Taaak. Wmawiaj sobie dalej.
-Prawda w oczy kole. – idiota. Na serio tak uważa?
-Dobra. Nie ważne, ja już chyba powinnam iść. – mówię i
powoli, baaardzo powoli wstaję.
-To co, maleńka? Podaj mi swój adres i rano się widzimy?
– mówi pewny siebie Niall. Zbyt pewny siebie.
-Jasne, a potem co? Wejdziesz do mojego domu w nocy i
zamordujesz rodzinę? Nie dzięki. – dogryzam mu i idę do wyjścia. Po chwili
jednak czuję jak ktoś łapie mnie za rękę. Odwracam się i kogo widzę? No
zgadnijcie? Nialla!
-Ejj, uraziłaś mnie. Wcale nie jestem taki zły na jakiego
wyglądam.
-Jasne, a moja babcia to Królowa Elżbieta.
-Na serio. Podaj mi ten adres i nie rób problemów. – mówi
przez zaciśnięte zęby. Nie dobrze. Zaczynam się bać.
-Dobra, to zapisz… - i podaję mu swój adres. Ale ze mnie
głupia nastolatka!
Najszybciej jak tylko mogę idę do domu. Dobrze, że to
niedaleko.
Rano
budzę się, oczywiście, z kacem. W ślimaczym tempie zwlekam się z łóżka i idę do
łazienki. Wskakuję pod prysznic i odkręcam zimną wodę. „Od jutra jestem
abstynentem” myślę opierając głowę o
ścianę. Wychodzę po kilkunastu minutach, doprowadzam się do porządku i idę do
kuchni.
-No cześć siostra! – wrzeszczy ten głupek, któremu na
imię Luke.
-Czego chcesz? – pytam bez owijania w bawełnę.
-I jak tam? Poderwałaś kogoś fajnego?
-Jasne, że poderwałam. A co miałabym nie poderwać –
odpowiadam i jak na zawołanie mój telefon wydaje z siebie dźwięk przychodzącej
wiadomości. „Czekam pod twoim domem. Ps. Ładna bielizna ^^. Niall.” Achh. No
tak, Niall. Czekaj, skąd on, do cholery, ma mój numer?! I co? Jaka ładna
bielizna? Idiota mnie podglądał. Muszę zacząć zasłaniać okna.
-O! O wilku mowa! To właśnie ten „ktoś fajny” – rzucam do
mojego brata i uśmiecham się nieszczerze, wcale nie podoba mi się fakt, że
Niall właśnie stoi pod moim domem. Szybko zakładam kurtkę i buty i wychodzę z
domu. Przed budynkiem stoi najnowsza (chyba najnowsza) wersja Audi i jestem
naprawdę pod wrażeniem. Samochód jest piękny. Otwierają się drzwi od strony
kierowcy i ze środka wyłania się blond czupryna Nialla.
-Nie żartuj, że to twoje auto – mówię nawet nie
spoglądając na chłopaka.
-Ciebie też miło widzieć, Amy. – podchodzi do mnie i
łapie w pasie zamykając w mocnym uścisku. Z całej siły próbuję się wyrwać, ale
blondyn jest zbyt silny. Po chwili odsuwa się ode mnie i otwiera drzwi od
strony pasażera.
-Dokąd panienka sobie życzy, żeby ją zawieźć? – mówi, gdy
już siedzi we wnętrzu pojazdu.
-Hmmm. No nie wiem… Może do szkoły? – odpowiadam z nutą
sarkazmu w głosie.
-Żartujesz? Chcesz iść do budy? Co to to nie.
-Ejjj! Wypuść mnie stąd. Idę do szkoły! – prawie krzyczę,
kiedy okazuje się, że drzwi są zablokowane.
-Daj spokój, Mała. Jedne wagary jeszcze nikomu nie
zaszkodziły. – uśmiecha się, ukazując rząd równych, białych zębów. Nie no, nie
mogę.
-Ugh! Dobra. Tylko nie wywieź mnie w jakieś pole i nie
zgwałć. – mówię całkiem poważnie, a ten idiota zaczyna się śmiać. Co proszę?!
-Nie martw się. Nie zrobiłbym tego. W każdym razie, na
pewno nie tobie.
-Czyli sugerujesz, że komuś innemu byś to zrobił, tak?
-Co? Nie! Nie, źle mnie zrozumiałaś. Pozwól, że się
powtórzę. Nie jestem taki straszny na jakiego wyglądam. – jasne, a ja mieszkam
w pałacu…. Od tego momentu postanawiam wyrazić swoją dezaprobatę jego
zachowaniem, nie odzywając się ani słowem.
Jedziemy i jedziemy i końca nie widać. Chyba jednak się
odezwę, robi się coraz straszniej.
-Ale ty na pewno nie wywieziesz mnie na żadne łyse pole,
prawda?
-Nie, no coś ty. Jedziemy do mnie. – O. Mój. Boże.
Jedziemy do niego. Ja się boję! Ja nie chcę! Wyciągnijcie mnie stąd!
Po kilku minutach zatrzymujemy się pod starą kamienicą.
Wygląda jakby zaraz miała się rozpaść.
-Tutaj mieszkasz? – pytam przerażona.
-Tak. Coś nie tak?... Aaa, chodzi ci o wygląd? Nie martw
się, nie jest tak źle jak wygląda. – czemu mu nie wierzę? Próbuję otworzyć
drzwi, ale są, cholera, zamknięte. Chłopak powoli wysiada z auta i okrąża je,
po czym otwiera mi drzwi. Wysiadam równie powoli jak on, przed chwilą.
Wchodzimy do tego okropnego budynku i doznaję szoku. Rzeczywiście, nie jest tak
źle jak na zewnątrz. Ściany mają beżowy odcień, a schody są zrobione z
kamienia…. Niall prowadzi mnie na samą górę kamienicy, po czym zatrzymuje się
naprzeciw jednych z drzwi i otwiera je. Gestem ręki pokazuje, że mam wejść
pierwsza, więc wchodzę. Staję w przedpokoju i rozglądam się niepewnie. Jest tu
całkiem…. Przytulnie? Ściany mają jasne kolory, ale w żadnym wypadku nie jest
to biel. Podłoga jest ciemna i idealnie kontrastuje ze ścianami. W holu
zauważam kilka zdjęć. Niall prosi mnie o przejście dalej. Więc idę. Wchodzę do
salonu. Po środku stoi skórzana kanapa i stoliczek do kawy. Na ścianie wisi
płaski telewizor, natomiast pod nim stoi komoda.
-Sam to wszystko urządziłeś? – pytam wielce
zaintrygowana.
-Nieee… Wynajmuję to mieszkanie od jakiegoś małżeństwa.
Ja nie mam talentu do takich rzeczy.
-Aha – to jedyne co odpowiadam i powracam do oglądania
fotografii. Niall jako mały chłopiec, Niall z rodziną, Niall z…. jakąś
dziewczyną?
-Kto to? – słyszę za sobą kroki, a po chwili blondyn
staje obok mnie.
-To… Nie chcę o tym rozmawiać
-Ah… Okay. Więc… Sam tu mieszkasz? – szybka zmiana
tematu? Trzymaj tak dalej, Amy.
-No, jak widać, sam. – odpowiada, a jego twarz rozświetla
szeroki uśmiech. Ja również się uśmiecham i pozwalam sobie usiąść na kanapie.
-Napijesz się czegoś?
-Jasne. Herbatka, wystarczy – wystawiam do chłopaka język,
a ten ulatnia się, najprawdopodobniej do kuchni.
Muszę
przyznać szczerze, że bardzo miło spędza się czas w towarzystwie Nialla. A
wydawałoby się, że taki ktoś jak on, potrafi tylko robić krzywdę. A tu proszę,
taka niespodzianka, on nawet żartuje! Muszę przestać oceniać ludzi po pozorach.
Tak, to dobry pomysł.
Nie wiem ile czasu tak siedzimy, w każdym bądź razie na
pewno długo. W naszej, jakże zabawnej rozmowie, przeszkadza dzwonek do drzwi.
Chłopak wstaje i idzie otworzyć. Po chwili słyszę mnóstwo przekleństw i krzyki.
Postanawiam zobaczyć co się dzieje, więc wychodzę z salonu na przedpokój.
-Gdzie jest kasa?! – krzyczy jeden z dwóch łysych kolesi.
-Mam jeszcze dwa dni. Po jutrze dostaniecie kasę! A teraz
wypad!
-Nie, nie, nie, Horan, kasa ma być dzisiaj, a konkretniej
w tej chwili, więc - albo płacisz, albo źle to się skończy. Ooo, widzę, że
znalazłeś sobie nową dupę. Jaka ładna mordka. – mówi ten drugi, zbliżając się
do mnie, a ja za wszelką cenę, chcę się od niego odsunąć, niestety ściana mi to
uniemożliwia. Czuję, jak łzy napływają mi do oczu, ale próbuję je powstrzymać –
No hej skarbie, może trochę się zabawimy?
-Pojebało cię?! – słyszę jeszcze głos Nialla, a potem
widzę już tylko ciemność.
______________________________________________
Oddaję rozdział drugi w wasze ręce. Mam nadzieję, że się spodoba:D
Ogłoszenia parafialne: Pojawiła się zakładka "Informowani". Jeżeli chcesz być informowany o nowym rozdziale, zostaw swój nick na twittera w komentarzu pod postem, bądź w owej zakładce.
Zapraszam do czytania i do następnego, papa:*
Fajny blog <333 Czekam na nexta. PS: Co ty zrobiłaś z moim słodkim, i kochanym Niallerkiem?! Nie żartuje fajnie, ale ja wolę go w mojej wersji<333
OdpowiedzUsuńPrzepraszam! :P Jeśli chodzi o Nialla, to ja bardzo go lubię w wersji punk, ale jak by rzeczywiście chciał tak wyglądać, to obiecuję, że osobiście bym mu ten pomysł z głowy wybiła:D
UsuńFajne opowiadanie, podoba mi się. Dodałam się do obserwatorów. Liczę na rewanż - found-fanfiction.blogspot.com & fifth-harmony-story.blogspot.com
OdpowiedzUsuń