czwartek, 8 stycznia 2015

Epilog



-Tak się cieszę, że cię mam – usłyszałam nad sobą. Uniosłam głowę ku górze, jednocześnie spoglądając w hipnotyzujące, niebieskie tęczówki.
-Ja bardziej – pocałowałam go w usta i uśmiechnęłam się szeroko.
-Nie wiem co bym zrobił, gdybyś… - zaczął, jednak szybko go uciszyłam, przykładając palec do jego ust.
-Ciii, zapomnijmy o tym. Jestem tu, żywa. I cała twoja.
-Nawet nie wiesz jak mi przykro. –od mojego postrzelenia minął nie cały miesiąc. Ogólnie czułam się już dobrze, jednak nadal miałam małe problemy z poruszaniem się. Lekarze powiedzieli, że cudem jest to, że przeżyłam. 90% takich przypadków nie dojeżdża nawet do szpitala. Cóż, widocznie ten na górze musi darzyć mnie ogromną sympatią. Albo po prostu jestem taka głupia, że mam szczęście.
-Daj spokój. Kocham cię, Niall.
-Ja ciebie też, Amy. – blondyn złożył delikatny pocałunek na moim czole.
-A teraz puść mnie. Muszę iść do toalety.
-Pomogę ci. – zaoferował, po czym pomógł mi wstać z łóżka a następnie zaprowadził do łazienki.

*pięć lat później*

                -Ogłaszam was mężem i żoną. Możecie się pocałować – powiedział ksiądz, a my bez wahania złączyliśmy swoje wargi w namiętnym pocałunku.

_______________________________________________________

I tym miłym akcentem kończę Beauty And The Beast. Ciężko bywało przez ten rok, kiedy pisałam ff. Jednak dobrnęliśmy do końca :)
Z tego miejsca chciałam podziękować każdemu, kto czytał moje wypociny. Mam nadzieję, że podobało Wam się choć trochę;)
Drugiej części nie będzie, jednak chciałam zaprosić Was przy okazji na moje nowe ff, które znajdziecie pod tym linkiem
Jeszcze raz bardzo dziękuję. Każdemu z osobna. 
Kocham Was, misie :*

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 19


                *miesiąc później*
                -Tak, słucham? – zapytałam, odbierając telefon. Niestety odpowiedziała mi głucha cisza. Ze zdziwioną miną odłożyłam komórkę na stolik, by po chwili położyć się na łóżku. Tak wiele zdarzyło się w ciągu tych trzech miesięcy. Jakby ktoś we wrześniu powiedział mi, że moje życie będzie tak zakręcone, nigdy bym mu nie uwierzyła, ba, jeszcze bym go wyśmiała, ale teraz… czasami ciężko mi w to uwierzyć, jednak jestem szczęśliwa.
Po tym co się zdarzyło, moje relacje z mamą stały się jeszcze lepsze, niż wcześniej. Naprawdę, jeszcze niedawno na siebie warczałyśmy, a teraz jesteśmy jak dwie najlepsze przyjaciółki.
Luke wyjechał kilka dni temu na wymianę do Nowego Jorku. Trochę mi go brakuję, mówiąc szczerze, ale cóż, nic na to nie poradzę, przynajmniej spełnia swoje marzenia.
Nialler ostatnimi czasy się rozchorował. Dlatego też nie pozwala mi się do siebie zbliżyć, bo „nie chce, żebym się zaraziła”. Z jednej strony go rozumiem, ale z drugiej, już się za nim stęskniłam.
Gdy tak leżałam i rozmyślałam, patrząc w sufit, usłyszałam dźwięk przychodzącego SMSa. Szybko podniosłam komórkę i uśmiechnęłam się do niej.

Niall:
Hej, kochanie :** co powiesz na spacer za… 20 minut? Xx
Ja:
Rozumiem, że już się dobrze czujesz? Widzimy się za 20 minut. Xx
Niall;
Do zobaczenia, skarbie :*

Wyskoczyłam z łóżka jak poparzona, od razu rzucając się w stronę szafy. Przebrałam się w ciepły, wełniany sweter i granatowe rurki, zważywszy na to, że za oknem mróz i śnieg.
Kiedy kończyłam robić swój makijaż w domu rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
-Amy! Masz gościa! – usłyszałam głos swojej mamy. Szybko spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torebki, po czym zbiegłam na dół.
Przy drzwiach stał Niall wraz z moją mamą, uśmiechał się do niej przyjaźnie, a ona zagadywała go na temat pogody.
-Już jestem – pocałowałam chłopaka w policzek i przystąpiłam do zakładania na siebie kolejnych warstw, które miały na celu ogrzanie mnie. Kiedy na głowę naciągnęłam czapkę, odwróciłam się w stronę blondyna i ze zdziwieniem stwierdziłam, że moja mama zniknęła.
-Już? – zapytał Niall, szybko pokiwałam głową, po czym trzymając się za ręce, ruszyliśmy na spacer.
-Stęskniłem się za tobą, wiesz?
-Ja za tobą też, wiesz? – uśmiechnęłam się szeroko. Chłopak przystanął pociągając mnie za rękę, czego efektem było wylądowanie na jego klatce piersiowej. Uniosłam głowę i spojrzałam w niebieskie, hipnotyzujące tęczówki. Blondyn uśmiechnął się i pocałował moje usta. Z wielkim uczuciem, jakby to miał być nasz ostatni pocałunek. Gdy się od siebie oderwaliśmy, czas jakby stanął w miejscu, wpatrywaliśmy się tylko w siebie, nie zważając na mróz i padający z nieba śnieg. Uśmiechaliśmy się szeroko. Nie potrzebowaliśmy słów, by wyrazić nasze uczucia. Wystarczyło spojrzeć w oczy drugiej osoby.
Nagle, nie wiadomo skąd, usłyszałam głuchy huk, jakby blisko nas uderzył piorun. Nie zdążyłam się obrócić, by zobaczyć co to było, kiedy poczułam przeszywający ból w prawym boku.
-Amy! – krzyknął Niall, popatrzyłam w dół i zobaczyłam pełno krwi. Mojej krwi. Uniosłam wzrok na przerażonego chłopaka, po czym powoli osunęłam się na ziemię. Nie upadłam jednak, ponieważ blondyn zdążył mnie złapać. – Amy, kochanie, nie zamykaj oczu – powtarzał wyjmując z kieszeni telefon. Tak bardzo chciałam spełnić jego prośbę, jednak powieki robiły się coraz cięższe, a ból był nie do zniesienia. Popatrzyłam na mojego ukochanego anioła, który teraz miał łzy w oczach i cały czas coś do mnie mówił. Ja jednak już go nie słyszałam.
-Ko… kocham cię, Niall – udało mi się wydusić, po czym zapadłam w ciemność, a ból wreszcie zaczął ustępować.

KONIEC

_______________________________________________
Przepraszam za zwłokę, wybaczycie mi? Naprawdę nie miałam pomysłu na ten rozdział i chęci do pisania też mi brakowało. Ale cóż poradzić. Życie.
To co właśnie przeczytaliście, było ostatnim rozdziałem ff pod tytułem "Piękna i Bestia". Jednak nie martwcie się, to nie jest nasze ostatnie spotkanie, przeczytacie jeszcze epilog, który postaram się napisać jak najszybciej, jednak raczej przeczytacie go już w nowym roku.
I korzystając z okazji, jeszcze raz chciałam Wam życzyć szczęśliwego Nowego Roku!
Buziaki :**

środa, 24 grudnia 2014

A Very Mery Christmas!

Wiem, że jest już trochę późno, a życzenia w ogóle powinnam dodać wczoraj, jednak byłam tak zabiegana, że nie myślałam o nowej notce na bloga.
Jednakże, korzystając z tych kilkudziesięciu minut, które zostały nam z Wigilii, chciałam Wam życzyć wszystkiego co najlepsze, spełnienia każdego jednego, nawet tego najdrobniejszego marzenia i żeby uśmiechy były na Waszych twarzach jak najczęściej! I szczęśliwego, Nowego Roku!

Ps; postaram się dokończyć rozdział do niedzieli, jednak nic nie obiecuję, ponieważ za każdym razem kiedy otwieram worda wpatruję się w migający kursor i nie mam bladego pojęcia co napisać, po prostu brak mi pomysłów i weny. Chyba jednak nie jestem długodystansowcem....
Wybaczcie mi

piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 18



-A co jeżeli ona wcale nie chce pogadać, tylko znowu mi wszystko wypominać? – od dwudziestu minut chodziłam w kółko po salonie i panikowałam. No bo, co, jeżeli mama rzeczywiście nie ma dobrych zamiarów? Jeśli…
-Amy – poczułam jak Niall przytula mnie mocno do siebie – przestań panikować. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. – pocałował mnie delikatnie w usta. Ja jednak patrzę na niego z pewną obawą w oczach. – Zaufaj mi, kochanie – szepcze – wszystko będzie okay. – kiwam głową w odpowiedzi – No, a teraz uśmiechnij się pięknie i idź porozmawiać ze swoją mamą.
-Dobra, to idę – pocałowałam go w usta, po czym odwróciłam się z zamiarem odejścia, ale poczułam, nie takie delikatne, klepnięcie w tyłek. Odwróciłam głowę i popatrzyłam groźnie na Nialla, a ten jedynie się zaśmiał.

                Zapukałam niepewnie w drzwi, czekając, aż ktoś z łaski swojej mi otworzy. Kiedy już chciałam odwrócić się na pięcie, drzwi otworzyły się gwałtownie, a we framudze ujrzałam Luke’a. Spojrzałam na niego niepewnie, ten jednak tylko szeroko się uśmiechnął i mocno mnie do siebie przytulił.
-Amy, co cię tu sprowadza? – rzucił niby od niechcenia.
-Mama chciała pogada…
-Luke, kto przyszed… - przerwała w połowie, gdy mnie zobaczyła – Czemu nie wpuścisz swojej siostry do domu? W końcu tu mieszka. – powiedziała i pociągnęła mnie w stronę kuchni, nie dając czasu nawet na rozebranie się.
-Czego się napijesz?
-Herbaty – odpowiedziałam cicho, ściągając z siebie płaszcz.
-Amy… - odezwała się po dłuższej chwili ciszy – Ja… chciałam cię przeprosić, za to wszystko co zrobiłam, nie myślałam wtedy racjonalnie…
-Coś jeszcze? – zapytałam cicho, patrząc na jej twarz, zaprzeczyła delikatnym ruchem głowy. – Wiesz jak mnie to bolało? Wiesz, co czułam, kiedy na mnie wrzeszczałaś? Kiedy traktowałaś mnie jak powietrze? Jak nic nie wartego śmiecia? Nie masz, nawet bladego pojęcia, jak to cholernie bolało. I co? Myślisz, że jednym przepraszam wszystko naprawisz?
-Amy, ja…  ja wiem, że zrobiłam źle i naprawdę bardzo tego żałuję. Nawet nie wiesz, jak bardzo nienawidzę samej siebie, za to, co ci zrobiłam, będę miała wyrzuty sumienia, do końca życia. Amy, proszę, wróć chociaż do domu.
-Dobrze… Dobrze, wrócę do domu, ale nie wiem, czy jestem w stanie ci wybaczyć.
-Zrobię wszystko, żeby tak było – mama popatrzyła na mnie, po czym powoli do mnie podeszła i mocno objęła. Westchnęłam głośno, ale po kilku sekundach odwzajemniłam uścisk.
-I obiecaj mi jedno – powiedziałam, a kiedy poczułam kiwnięcie głową, kontynuowałam – Nie będziesz obrażała Nialla, on naprawdę jest dobrym chłopakiem.
-Dobrze, kochanie – wyszeptała i odsunęła się ode mnie.
-Muszę iść, mamo. Niedługo się tu pojawię z rzeczami.
-Dobrze. – już po wszystkim? Obyło się bez krzyków i wyzywania? Nie wierzę, ktoś mi podmienił matkę? Nie ważne, ważne, że chce się ze mną pogodzić. Tak szczerze mówiąc, to… pomijając fakt tego co mi zrobiła, było mi ciężko. Brakowało mi tych naszych wieczornych pogaduszek, na przeróżne tematy, i, mam nadzieję, że znów do tego wrócimy, jednak… to już nie będzie to samo…

                Śnieg znów zaczął sypać, kiedy wyszłam z domu rodziców, wróć, naszego domu. Bardziej wtuliłam twarz w szalik, po czym powoli ruszyłam po oblodzonym chodniku. W powietrzu dosłownie można było wyczuć już święta. Wkoło unosił się zapach piernika oraz innych pyszności. Nawet nie zauważyłam, kiedy dotarłam do kamienicy, w której mieszkał blondyn. Popatrzyłam w górę i w oknie zobaczyłam tylko nikłą czerwoną poświatę. Szybko udałam się do mieszkania, w obawie, że coś się stało. Nacisnęłam klamkę i drzwi otworzyły się przede mną z cichym skrzypnięciem.
-Niall?! – zawołałam, ale odpowiedziała mi cisza. Weszłam do salonu i… wybuchłam gromkim śmiechem. Blondyn siedział na kanapie w swetrze z reniferem, owinięty łańcuchem choinkowym i światełkami. Po chwili skuliłam się w pół, ponieważ rozbolał mnie brzuch. Ze śmiechu oczywiście.
-Co tak stoisz i się śmiejesz? – zapytał z pretensją w glosie – pomóż mi, ty niewdzięcznico mała.
-Już idę kochanie. – podeszłam do kanapy, na której siedział chłopak, po czym, zająwszy miejsce obok niego, poczęłam rozplątywać go ze sznura i lampek. Po jakichś pięciu minutach wszystko wylądowało na podłodze, a ja, na kanapie, pod Niallem.
-Ładnie to tak, śmiać się z potrzebującego?
-Z potrzebującego czego? Pomocy psychiatry? – pokazałam mu język, a ten tylko się zaśmiał i pocałował czubek mojego nosa,
-I jak poszło?
-Mama mnie przeprosiła i poprosiła, żebym wróciła do domu – rzekłam szeptem.
-I co?
-Powiedziałam, że wrócę, ale nie wiem, czy potrafię z nią rozmawiać, tak jak kiedyś.
-Dasz radę, kochanie, wierzę w ciebie.
-Chciałbym, żeby wszystko wróciło do starego porządku – popatrzyłam w niebieskie tęczówki, w których ukryta była troska i miłość.
-Zobaczysz, jeszcze wszystko będzie tak, jak kiedyś – Niall pocałował mnie w czubek nosa, po czym wstał i popatrzył na mnie z chytrym uśmieszkiem. – Ale teraz musisz odpokutować za swoje nabijanie się ze mnie i…. zrobisz mi coś dobrego do jedzonka – poruszał śmiesznie brwiami.
-Hm…. No, skoro tylko w ten sposób mogę odzyskać twe serce, panie, zrobię co każesz – odrzekłam i zaśmiałam się. Co ja właśnie powiedziałam?!
-A więc, czyń swe honory – przemówił blondyn, po czym wygodnie rozsiadł się na kanapie, jednocześnie włączając mecz w telewizji.

Pakowanie się, to wcale nie jest przyjemna rzecz. Szczególnie, kiedy musisz opuścić ukochaną osobę. I tak też było, wrzucałam swoje rzeczy do torby, a że niewiele ich było, nie zajęło mi to dużo czasu. W międzyczasie w oczach pojawiły się łzy. Czego ryczysz, głupia? Upominałam się w myślach. Przecież nie wyprowadzasz się na drugi koniec świata. Ale co ja mogę na to poradzić? Taka już jestem, że się rozklejam w takich momentach.
-Kochanie, spakowałaś się już? – w drzwiach ujrzałam Nialla, patrzącego na mnie z delikatnym uśmiechem.
-Taaa… Jeszcze tylko kosmetyczka – pociągnęłam dyskretnie nosem, po czym, nie patrząc na chłopaka, ruszyłam w stronę łazienki.
-Ej, Amy – powiedział zatrzymując mnie w połowie drogi – Nie smuć się, przecież nie jedziesz na Antarktydę. Uśmiech proszę – wyszczerzył swoje zęby w szerokim uśmiechu, a ja nie mogłam zrobić tego samego. – No teraz możemy jechać.

                -Amy! Wreszcie jest… - moja mama przestała się uśmiechać, gdy tylko zobaczyła Nialla u mego boku.
-Mamo, pamiętasz chyba Nialla, mojego chłopaka, prawda? – przesadnie wskazałam ręką w stronę blondyna, podkreślając, przy tym rolę, jaką pełni w moim życiu.
-Ocz… Oczywiście kochanie – szok wymalowany na jej twarzy wcale mnie nie zdziwił. Popatrzyłam nie pewnie na chłopaka stojącego obok mnie. Ten uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco i delikatnie ścisnął moją dłoń. – Wejdźcie.
-Mamo, najpierw zaniesiemy rzeczy do pokoju.
-Jasne – rzuciwszy mi krótkie spojrzenie moja rodzicielka, weszła z powrotem do kuchni.
-No… pierwsze koty za płoty, jak to mówią – odetchnęłam z ulgą, mając nadzieję, że mama wreszcie odpuści i zaakceptuje nasz związek.
-A potem może być już tylko lepiej – Niall puścił mi oczko, a ja nie chcąc się z nim kłócić potaknęłam głową.
                Właśnie kończyłam układać rzeczy w szafie, których, notabene, nie było zbyt wiele, gdy usłyszałam kroki na korytarzu, a po chwili rozległo się ciche stukanie do drzwi.
-Proszę – powiedziałam, a po chwili ujrzałam Luke’a.
-Mama woła was na obiad.
-Okay, już schodzimy.
Odwróciłam się twarzą do Nialla, a w jego oczach dostrzegłam zaniepokojenie. Czyżby martwił się obiadem z moimi rodzicami? W sumie, ja czuję to samo, tylko chyba dwa razy bardziej. Bałam się tego, jak zachowa się moja mama, bo, po mimo tego, że zapewniła mnie o swojej akceptacji naszego związku, nigdy nic nie wiadomo, a oczy musimy mieć szeroko otwarte.
-Denerwujesz się? – zapytałam blondyna cicho.
-Tak troszeczkę. Myślisz, że nie dostanę patelnią po głowie?
-Nie, myślę, że aż tak źle nie będzie – posłałam mu oczko, po czym powoli ruszyliśmy w stronę jadalni.

*dwa dni później*

                Nie przypuszczałam, że na wspólnym obiedzie będzie aż tak miła atmosfera. Znów poczułam się jak dawniej. Mama ani tata nie mówili nic na temat moich relacji z blondynem, co więcej, tata nawiązał z Niallem bardzo interesującą i długą rozmowę na temat ostatniego meczu Manchesteru z Derby County, po kilku minutach do ich ożywionej konwersacji dołączył także Luke. Natomiast ja z mamą prowadziłam dość niezobowiązującą rozmowę na temat świąt Bożego Narodzenia, które, szczerze mówiąc, są już za dwa dni. W dalszym ciągu nie mam prezentów dla mojej kochanej rodzinki, za to Niall dostanie ode mnie książkę pod tytułem „Z jedzeniem dookoła Świata”* i do tego nasze wspólne zdjęcie. Natomiast Emily swój upragniony zestaw kosmetyków, o którym truje mi już od dwóch miesięcy.
-Niall! – krzyknęłam z salonu w mieszkaniu chłopaka.
-Tak skarbie? – jego głowa wychyliła się zza framugi.
-Jedziesz ze mną na zakupy świąteczne? Muszę kupić prezenty.
-Dla mnie też? – zapytał z nadzieją w oczach.
-Nope. Dla ciebie już mam prezent – podeszłam do niego, po czym pocałowałam delikatnie.
-Ech… To zbieraj się, nie mamy wieczności.
-Jak to nie?
-Na zakupy nie mamy całej wieczności – sprecyzował, uśmiechając się szeroko.
                -A może to? – spytał podnosząc do góry sweter z reniferem.
-Czy ty jesteś głupi czy tylko mało inteligentny? Przecież nie kupię takiego swetra Luke’owi. – palnęłam go w tył czaszki – Szukamy czegoś innego. – zarządziłam.
I wyszło na to, że na zakupach spędziliśmy niemal cztery godziny, ale ja przynajmniej znalazłam idealne, przynajmniej tak mi się wydaje, prezenty dla rodzinki.
-Amy? – zapytał Niall niepewnie, kiedy byliśmy w drodze do domu.
-Tak, skarbie?
-Bo… chciałbym, żebyś pojechała ze mną gdzieś w drugi dzień świąt.
-Gdzie konkretnie?
-Do mojej babci, do Mullingar.
-Ja, Niall, bardzo chętnie, ale to nie będzie problem?
-No coś ty, to będzie przyjemność – puścił mi oczko.

                Odkąd wjechaliśmy do tego uroczego miasteczka w Irlandii, nie potrafiłam oderwać twarzy od szyby. Wszędzie leżał biały śnieg, na lampach znajdowały się świąteczne ozdoby. Bardzo urokliwe to miasto.
-O czym myślisz? – zapytał Niall.
-Podziwiam, pięknie tu jest.
-Wiem, kochanie. Ale to nic w porównaniu z tym co chcę ci pokazać  - puścił do mnie oczko.
-W takim razie już nie mogę się doczekać – uśmiechnęłam się szeroko.
-To dobrze, ale najpierw poznaj moją babcię – chłopak zaparkował na podjeździe przed małym, uroczym domkiem.
Wysiedliśmy i razem, trzymając się za ręce, stanęliśmy przed drzwiami wejściowymi. Niall zadzwonił dzwonkiem, a po chwili naszym oczom ukazał się niska, starsza pani z przyjaznym uśmiechem na twarzy. Popatrzyła na nas zdezorientowana, ale kilka sekund później już trzymała blondyna w ramionach.
-Niall! Jak tyś urósł, a jak wyprzystojniał! Po prostu cały tatuś! – mówiła z wielkim entuzjazmem niechętnie wypuszczając mojego chłopaka z ramion. Oglądała go jeszcze przez chwilę, a potem zwróciła wzrok ku mnie.
-A co to za urocza dziewczyna? – spojrzała wymownie na Nialla. Ten uśmiechnął się, o ile to możliwe, jeszcze szerzej.
-Babciu, to jest moja dziewczyna, Amy – przytulił mnie do siebie – Amy, to jest moja babcia, Betty. – nie pewnie wyciągnęłam w jej kierunku dłoń.
-Miło mi, jestem Amy – uśmiechnęłam się wstydliwie.
-Amy, bardzo ładnie imię, nie sądzisz Niall? – chłopak przytaknął – A właścicielka jeszcze ładniejsza – uśmiechnęła się szeroko, a ja spiekłam raka. Dosłownie! – Ale kochani! Nie stójmy tak w progu! Wejdźcie do środka, nie będziemy marzli! – powoli weszliśmy do wąskiego przedpokoju, gdzie razem z blondynem rozebraliśmy się, a następnie skierowaliśmy się do dużego salonu, gdzie pod oknem stała wielka, pięknie przystrojona choinka z wielką gwiazdą betlejemską na czubku, znów się zauroczyłam.
-Sama pani ubierała choinkę? – zapytałam pełna podziwu.
-Nie moje dziecko. Córka sąsiadów, Katy, mi pomogła. To naprawdę bardzo pomocna dziewczyna.
-Katy? – zdziwiła się Niall – To ona nie wyjechała? Przecież miała jechać na studia.
-A i owszem, wyjechała, ale musiała wrócić, ponieważ jej matka zachorowała.
-Co się stało? – tym razem to ja się wtrąciłam.
-Rak szyjki macicy, niestety nie udało jej się. Zmarła pół roku temu.
-To straszne – wyszeptałam.
-Masz rację, Amy. Ale taki ludzki los. Każdy z nas kiedyś odejdzie. A czy prędzej czy później to już zadecyduje Bóg.
-Tak, racja. – usiadłam na kanapie, obok pani Betty. – A pani ja się czuje?
-Dobrze, kochanie. Jak na razie jest wszystko w porządku.
-To dobrze babciu – uśmiechnął się Niall, zajmując miejsce na podłokietniku kanapy i kładąc dłoń na moim ramieniu.
-Jak długo jesteście razem?
-Umm, dwa miesiące – odpowiedziałam trochę zakłopotana. Byłam również zaskoczona tym, że w tak krótkim czasie zdarzyło się tak wiele.
-Och! Gdzież moje maniery! Chcecie herbaty?
-Ja poproszę – podniosłam do góry dłoń.
-Ja też – odezwał się chłopak.
-Pomóc pani? – zapytałam.
-Nie trzeba, Amy.
Kiedy babcia Betty wyszła z pokoju,  Niall momentalnie znalazł się obok mnie całując długo i namiętnie.
-Och, ja… - usłyszeliśmy chrząknięcie i szybko się od siebie oderwaliśmy – Nie chciałam Wam przeszkadzać.
-Nie.. nie przeszkadza pani – odpowiedziałam zakłopotana.

                -To twój pokój? – zapytałam, kiedy wieczorem weszliśmy do sypialni. Rozejrzałam się wokół. Pokój był nie wielki. Utrzymany w kolorach granatu, na ściana wisiało kilka zdjęć.
-No, był mój, zawsze kiedy przyjeżdżałem tu na wakacje, albo na ferie. – odpowiedział drapiąc się po głowie – Masz jakieś zastrzeżenia?
-Nie, jest ślicznie. – podeszłam do ściany, na której wisiały zdjęcie. Ujrzałam małego Nialla, stojącego obok wielkiego psa. Naprawdę wielkiego. – Byłeś uroczym dzieckiem – uśmiechnęłam się szeroko.
-A teraz nie jestem? – Niall oplótł dłonie wokół mojej talii.
-Nie, teraz jesteś wkurzający, marudny, przystojny… ale i tak cię kocham. – cmoknęła go w policzek.
-To masz szczęście – szepnął mi do ucha, wkładając dłonie pod moja koszulkę, aby po chwili zacząć całować moją szyję. 
-Nie tutaj Niall – szepnęłam – Nie przesadzaj – zaśmiałam się szczerze – Może jak wrócimy – puściłam mu oczko.

*nie mam pojęcia, czy taka książka istnieje, tytuł wymyśliłam na potrzeby tego ff

_______________________________________

Woah! To chyba najdłuższy rozdział jaki napisałam EVER! Przepraszam za kolejne opóźnienie, jednak jak pisałam w komentarzu pod ostatnim postem, nie mam czasu na pisanie, a kiedy już znajdę chwilę (często gęsto jest to koło północy) jedyne o czym marzę, to położenie się spać. Już nawet rzadko kiedy książki czytam, więc zrozumcie mnie.
Jak zwykle, mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie w komentarzach!
Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam na mojego tt: @CinamonCoffeee ;)

sobota, 18 października 2014

Rozdział 17

Nie sprawdzony!
Brak komentarzy=brak motywacji=brak rozdziału
Ważna notka pod spodem!
_________________________________________________

Wyjrzałam przez okno szkolnej stołówki i, przy okazji, zerknęłam na stoliki, które stały na boisku, przypominając sobie ciepłe, wrześniowe dni, w które zasiadałyśmy wraz z Emily przy jednym z nich, dziś jednak wszystko pokryte było białym śniegiem, więc ciężko byłoby usiąść tam i zjeść swój lunch.
Kiedy spojrzałam z niebo, zobaczyłam małe, białe płatki spadające na ziemię. Uśmiechnęłam się sama do siebie. To właśnie kocham w zimie. Uwielbiam przechadzać się po parku pokrytym białą kołderką, spoglądać na świąteczne wystawy, widzieć szczęście na twarzach innych. Szkoda tylko, że święta najprawdopodobniej spędzę sama. Ja… nigdy nie spodziewałabym się takiego zachowania po mojej mamie, nawet tato przestał mi robić wyrzuty z powodu związku z Niallem.
-Nad czym tak dumasz? – usłyszałam nad sobą głos Emily.
-O świętach… ogólnie o zimie.
-I do jakich wniosków doszłaś?
-Że najprawdopodobniej spędzę święta sama, bo nie mam gdzie wracać.
-Żartujesz?! Przecież masz mnie!.... Nialla! Nigdy nie przypuszczałabym, że to powiem, ale masz też… masz głównie jego. Wiem, że jest ci teraz ciężko, ale powiedz wolałabyś siedzieć w domu w święta i wysłuchiwać wiecznych pretensji czy mile spędzić ten czas?
-Głupie pytanie – mruknęła w odpowiedzi.
-Otóż to, więc przestań się nad sobą użalać i ciesz się z tego, że masz mnie i Nialla. Powiem ci w sekrecie, że on wcale nie jest taki zły – puściła do mnie oczko.
-No shit, Sherlock – obie się zaśmiałyśmy, po czym ruszyłyśmy na lekcje.

                -Idziemy do parku? – zapytałam Emily, kiedy wychodziłyśmy ze szkoły. – Dawno nigdzie razem nie byłyśmy.
-A więc chodźmy – w parku było pięknie. Dzieci bawiły się w śniegu, psy szczekały. Mogłabym patrzeć na to wszystko bez końca. Tak bardzo kocham zimę.
-A co ty na to, żeby…. – Emily popatrzyła na mnie z chytrym uśmieszkiem, po czym dostałam śniegową kulką prosto w udo.
-Osz ty! Tak się chcesz bawić? – zapytałam retorycznie, rzuciłam swoją torbę na ziemię i tak zaczęła się nasza wielka bitwa na śnieżki.
                -Zmęczyłam się – wydyszała brunetka stając przede mną.
-Ja też… Wiesz, chodźmy do Starbucsa, jak za starych dobrych czasów.
-Czyli jak jakieś…. Dwa tygodnie temu?
-Tak, dokładnie jak wtedy – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, po czym zabrałyśmy swoje rzeczy i ruszyłyśmy w stronę centrum.
                Do świąt zostało już tylko pięć dni, a co za tym idzie coraz bardziej czuć Boże Narodzenie. Gdy przechadzałyśmy się wraz z Emily ulicami Londynu, co chwila spoglądałam na pięknie przystrojone wystawy sklepowe. Z szyb mrugały do mnie reniferki, gwiazdki, a przed wieloma sklepami można było dostrzec mężczyzn przebranych za Świętych Mikołai. Magia – tylko tak mogę to określić.
-Amy! Starbucs jest tutaj, gdzie pędzisz?
-Co? A, sorki, zamyśliłam się.

                -Niall! Jesteś? – zapytałam, ponieważ drzwi do mieszkania blondyna były otwarte.
-Tak, kotku, w salonie! – rozebrałam się i skierowałam się w stronę owego pomieszczenia. To co zobaczyłam wprawiło mnie w osłupienie. Na środku salonu stało nie duże, aczkolwiek bardzo mocno ugałęzione drzewko, a dokładniej choinka.
-I jak ci się podoba, Amy? – zapytał chłopak, podchodząc bliżej i całując mnie delikatnie w usta.
-Ja… nie obraź się na mnie, ale sądziłam, że nie obchodzisz świąt. – na moich policzkach pojawił się rumieniec – ale drzewko jest śliczne.
-Czemu tak sądziłaś?
-Nie wiem sama, przepraszam – spojrzałam na niego z dołu, ale, o dziwo, ujrzałam uśmiech na jego twarzy.
-Nic się nie stało, kochanie. Większość ludzi tak uważa. – pocałował mnie w usta. – To co? Ubieramy choinkę?
-Tak! – rzekłam pełna entuzjazmu – Ale najpierw się przebiorę.

                -Hahahaha, Niall! Przestań! – krzyknęłam, kiedy blondyn próbował owinąć mnie łańcuchem choinkowym, już prawie mu się to udało, ale zadzwonił mój telefon. Nie pewni spojrzałam na wyświetlacz. Mama?! Czego ona do cholery chce?! Chłopak, gdy zobaczył moją nietęgą minę, spojrzał w to samo miejsce, gdzie patrzyłam ja.
-Nie sądziłem, że to powiem, ale odbierz, może jej się odwidziało? – spojrzał na mnie, a ja postanowiłam odebrać.
-Halo? – przez chwilę w słuchawce nie było nic oprócz ciszy…
-Amy? Boże, nic ci nie jest – co? Usłyszałam… ulgę w głosie mojej mamy?
-A dlaczego miałoby mi coś być? Jestem bezpieczna – odpowiedziałam chłodno.
-Kochanie, ja… chciałabym się z tobą spotkać.
-Po co? Po to, żeby znowu zmieszać mnie z błotem?!
-Nie, po to, żeby przeprosić – powiedziała cicho.
-Okay. Kiedy?
-Jak najprędzej.
-Dobrze, jutro po południu przyjdę do domu.
-Dziękuję, kochanie. – w moich oczach pojawiły się łzy. Może rzeczywiście wszystko idzie w dobrą stronę?
-Tak – odchrząknęłam – to do zobaczenia jutro, mamo.
-Tak, Amy, do zobaczenia.
-I co? – zapytał Niall, kiedy odłożyłam telefon na stolik.
-Ona… powiedziała, że chce mnie przeprosić.
-A nie mówiłem? Amy, nie popełniaj tego samego błędu co ja.
-Co? O czym ty mówisz?
-Ja też kiedyś pokłóciłem się ze swoją mamą, też uciekłem wtedy z domu, a kilka tygodni po tym ona… umarła. – powiedział blondyn cicho.
-Ja… Niall, tak mi przykro – przytuliłam go mocno do siebie.
-Dlatego nie popełniaj tego samego błędu, moja mama też chciała się pogodzić, ja swoją szansę zmarnowałem, ty jeszcze nie.
-Wiem, Niall, porozmawiam z nią jutro.
-Wiesz co? Potem to dokończymy. Teraz chodźmy na spacer.
                Przechadzaliśmy się po londyńskich ulicach rozkoszując się względnym spokojem. Trzymaliśmy się za ręce, co jakiś czas wymieniając ze sobą całusy.
-Chodźmy na Trafalgar Square  - powiedziałam zauroczona kolejną piękną wystawą.
-Okay. – jak co roku, na Trafalgar Square stała wielka, śmiem nawet twierdzić, przeogromna choinka, ślicznie przyozdobiona, świecąca różnymi kolorami. Wpatrywałam się w nią zauroczona, a Niall stał za mną, przytulając się do moich pleców.
-Jest piękna – szepnęłam.
-Zupełnie tak jak ty – usłyszałam w odpowiedzi.
-Też cię kocham, miśku – odwróciłam się i pocałowałam chłopaka w policzek.
-Wracamy?
-Tak – rzekłam i razem ruszyliśmy w drogę powrotną.

                -Nie chce mi się już ubierać tej choinki – usłyszałam, jak Niall narzeka, kiedy tylko weszliśmy do domu.
-Nie musisz, sama to dokończę – uśmiechnęłam się do niego. Ubieranie choinki to było jedno z moich ulubionych zajęć, jeśli chodzi o święta.
W łazience doprowadziłam się do porządku, po czym ruszyłam do salonu, gdzie na kanapie siedział blondyn przeglądając coś w telefonie.
-Co tam masz? – zapytałam, opierając się o oparcie sofy.
-Instagram.
-Masz instagrama i ja nic o tym nie wiem?!
-No, tak jakoś wyszło – niewinnie wzruszył ramionami.
-Jaką masz nazwę?
-niallhoran
-Okay, mam cię! – chłopak zaśmiał się ze mnie.
-No co? Instagram to moje drugie życie!
-Dobra, dobra. Ubierasz tą choinkę?
                -Kochanie, uśmiech! – odwróciłam się w stronę chłopaka, gdy Świąteczne Drzewko było już przystrojone. A wszystko, włącznie ze mną, zostało uwiecznione na zdjęciu, zrobionym przez Nialla.
-Jest piękna, kotku – pocałował mnie w szyję.
-Wiem – uśmiechnęłam się, a blondyn znów zostawił czuły pocałunek na mojej szyi. Mruknęłam z przyjemności. Zjechał z pocałunkami trochę niżej, aż w końcu, dążąc po linii obojczyka, pocałował mnie z drugiej strony. Jego dłonie zsunęły się w dół moich pleców. Pociągnęłam go za włosy, podnosząc tym samym jego głowę. Spojrzał na mnie z iskierkami w oczach. Przygryzłam mocno wargę zanim się odezwałam.
-Myślę…. Myślę, że jestem już gotowa – wyszeptałam, myśląc, że blondyn nie załapie aluzji. On jednak uśmiechnął się do mnie szeroko.
-Jesteś pewna?
-Tak. – Niall pocałował mnie delikatnie w usta, po czym podniósł mnie z podłogi, ja w odpowiedzi oplotłam go nogami w talii. Po chwili znaleźliśmy się w sypialni, a konkretniej na łóżku. Powoli części naszej garderoby lądowały na podłodze, a temperatura w pomieszczeniu rosła w zastraszającym tempie. Nawet nie zauważyłam, kiedy jego dłonie znalazły się między moimi nogami. Jęknęłam cicho, pod wpływem rewelacji. Palce chłopaka delikatnie pocierały moją łechtaczkę. Po chwili jednak, jeden z jego palców został we mnie wsunięty. Kolejny dźwięk wydobył się z moich ust, gdy Niall poruszył dłonią.
-Na pewno tego chcesz? – zapytał znowu, ja w odpowiedzi tylko skinęłam głową. Chłopak uśmiechnął się i sięgną po coś do szuflady. Jak się potem okazało była to prezerwatywa, która już po chwili znajdowała się na jego potężnym członku.
-Rozluźnij się kochanie – szepnął zanim spróbował we mnie wejść, nie udało mu się to jednak, więc musiał podejść drugi raz. Tym razem udało mu się wejść we mnie prawie całą swoją długością. Jęknęłam głośniej pod wpływem nieprzyjemnego uczucia rozpierania. W moich oczach zamajaczyły łzy.
-Nie płacz, piękna. – szepnął delikatnie całując kącik mojego prawego oka. Zamrugałam kilkakrotnie, chcąc odgonić nie proszonych gości, którymi nie wątpliwie były łzy. Blondyn zaczął powoli się poruszać, a po chwili ból zmalał. To nadal było dość dziwne uczucie, jakby nie było, coś się we mnie znajdowało!
-W porządku? – zapytał.
-Tak, już jest okay – uśmiechnęłam się i pocałowałam mojego prywatnego anioła. Chłopak uśmiechnął się, po czym pchnął swoimi biodrami do przodu trochę mocniej niż wcześniej, a cichy ję wydobył się nie tylko z jego, ale też i z moich ust. Tempo jego ruchów było jednostajne. Nie za szybkie, nie za wolne, było w sam raz.
Znajome ciepło zaczęło budować się w dole mojego brzucha po krótkim czasie, moje plecy wygięły się w łuk pod ciałem chłopaka.
-Je… jestem blisko. – wyszeptałam w trudem łapiąc oddech.
-Dalej, kochanie. Dojdź dla mnie. – usłyszałam w odpowiedzi, a zaraz po tym Niall sam jęknął.
Przyspieszył trochę ruchy swoich bioder, jednocześnie splatając nasze palce po prawej stronie mojej głowy. Oddychałam coraz szybciej, a pojedyncze odgłosy wydobywały się spomiędzy moich warg.
Moje plecy znów wygięły się w łuk, kiedy z głośnym jęknięciem doznałam orgazmu, intensywniejszego niż kiedykolwiek. Kilka pchnięć później, parę przekleństw poinformowało mnie o tym, że chłopak znajdował się w tym samym stanie co ja przed chwilą.

_____________________________________________

Ermm, taaak, pod ostatnim rozdziałem znalazłam tylko jeden komentarz. Bardzo mi było przykro z tego powodu. Bo powiedzmy sobie szczerze, wiem, że rozdział był z poślizgiem czasowym, ale INFORMOWAŁAM WAS O TYM! Więc nie miejcie do mnie o to pretensji w postaci braku komentarzy. Naprawdę aż cieplej się robi na sercu, kiedy człowiek czyta te wszystkie komentarze i, tak jak napisałam na początku, to dodaje wielkiej motywacji...
Mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał ;)