*Niall’s P.O.V.*
*kilka dni później*
-No, stary! Nieźle sobie radzisz! – usłyszałem za sobą
głos Toma.
-Nie wiem o czym mówisz – mruczę popijając moje piwo.
-No jak to o czym? O tej twojej lasce. Jak jej tam…
-Amy.
-A. Tak właśnie, Amy. Co tam u niej? Niezła dupa, tak
swoją drogą. – chłopak przysiadł obok mnie, po czym, tak jak ja, zamówił
browara.
-Wszystko u niej dobrze. I nie, nie jest niezłą dupą.
Jest po prostu ładna.
-Nie poznaję cię, Horan. Ty nigdy nie mówiłeś, że jakaś
laska jest ładna. – Tom obruszył się, a ja tylko wzruszyłem ramionami. – Ale z
ciebie ciota. – odezwał się po krótkiej chwili, a ja zacisnąłem szczękę ze
złości. Teraz to już przegiął.
-Nie. Jestem. Ciotą! – wstałem gwałtownie ze swojego
miejsca, a moja pięść znalazła się przy twarzy rozbawionego chłopaka.
-Spokojnie, Niall. Ja tylko żartowałem.
-To lepiej nie żartuj tak więcej, jeśli chcesz zachować
prosty nos.
-Ta dziewczyna namieszała ci w głowie, stary.
-Nie, wcale że nie. – odparłem szybko… Choć, chyba sam
nie wierzyłem za bardzo w swoje słowa.
*Amy’s
P. O. V.*
Razem z Emily, Luke’iem i Joshem postanowiliśmy wybrać
się do klubu, trochę się odstresować.
Oczywiście nie poszliśmy nigdzie indziej, jak do Funky
Buddha. Tańczyliśmy, śmialiśmy się i piliśmy. Kocham piątki… Z resztą, kto ich
nie kocha? No właśnie, chyba nie ma takiej osoby.
-Amy, zatańczysz? – usłyszałam nad sobą głos Josha i bez
mrugnięcia okiem zgodziłam się.
Skakaliśmy w rytm muzyki dopóki nie brakło nam tchu.
Kiedy już chcieliśmy iść do stolika, aby trochę odetchnąć, DJ puścił Your Song
w wykonaniu Ellie Goulding. No po prostu
uwielbiam ją!
-Chodź, jeszcze tylko ta piosenka! – zrobiłam oczy jak
zbity szczeniak, a Josh tylko się uśmiechną i objął mnie w talii.
Było cudownie. Tak… romantycznie. Ciekawe czy z Niallem
też kiedyś tak będzie? Czas pokaże…
-Nie myślałaś kiedyś… - odezwał się po chwili chłopak –
czy nie chciałbyś, żeby tak było zawsze? – zamurowało mnie. O co mu chodzi?
-Nie… Nie rozumiem.
-Chodzi mi o to czy…. Czy nie chciałbyś tulić się ze mną…
codziennie… czy coś w tym stylu… - powiedział zakłopotany, a ja momentalnie się
zatrzymałam.
-Josh, ale… ja naprawdę nie chcę cię skrzywdzić, ale dla
mnie jesteś tylko przyjacielem.
-To co? Chcesz mi powiedzieć, że wolisz tego
wytatuowanego dupka ode mnie, tak?!
-Co?! Nie! Ja po prostu nie chcę być z kimś kogo nie
kocham! – powiedziałam i zobaczyłam zawód na twarzy chłopaka. Nie chciałam go
zranić, ale on naprawdę musiał zrozumieć, że nic z tego nie będzie. Nigdy nie
byłam za związkami bez miłości…
-Ja… rozumiem, przepraszam, że w ogóle zacząłem ten
temat.
-Nie, nie masz za co. To ja przepraszam, powinnam była
powiedzieć to delikatniej.
-Nie, nie zależnie od tego w jaki sposób byś tego nie
powiedziała, to i tak zraniłoby tak samo. – i miał rację. Nie zależnie od tego
jakbym tego nie ujęła i tak bym go zraniła, ale jak to mówią, prawda w oczy
kole. Ale lepsza szczerość do bólu, niż kłamstwo w żywe oczy, prawda?
-Chodźmy do Luke’a i Emily – zaproponowałam, a Josh
skinął głową. Miałam straszne wyrzuty sumienia, ale cóż innego mogłam zrobić?
Była
czwarta nad ranem, gdy weszłam do swojego pokoju. Już dawno tak nie
zabalowałam. Ale trzeba przyznać, że było fajnie. Dobrze czasami wyjść gdzieś,
oderwać się od szarej rzeczywistości.
Runęłam na łóżko nawet się nie przebierając. Najzwyczajniej
w świecie nie miałam na to siły. Kiedy już powoli zasypiałam usłyszałam dźwięk
przychodzącej wiadomości. Sięgnęłam po telefon, który leżał teraz na szafce
nocnej.
Od: Nieznany numer
Do: Amy:*
Masz dwa dni na zerwanie kontaktów z twoim kochasiem.
Inaczej źle to się dla ciebie skończy.
Zamurowało mnie. Dosłownie. Zapomniałam jak się oddycha.
Co to, do kurwy nędzy, jest?! Ktoś sobie jaja robi, czy co?!
Nie potrafiłam się opanować, ale po chwili pomyślałam
sobie, że to pewnie Luke nie może zasnąć i robi sobie żarty. Odłożyłam komórkę
na stolik i postanowiłam jednak umyć się i przebrać.
*Niall’s
P.O.V*
Wszedłem do zadymionego pomieszczenia i przeszły mnie
ciarki. Nienawidziłem tutaj przychodzić, ale to cholerne uzależnienie nie
dawało mi spokoju. Czy ktoś może mi powiedzieć, czemu wpakowałem się w to
gówno? Ach, tak. Ojciec pijak i brak matki robią swoje.
-Witam panie Horan. Co sprowadza pana w moje skromne
progi? – zapytał gruby, podstarzały mężczyzna potocznie zwany Gregory’m.
-Towar, Steel, towar. – odpowiedziałem bez żadnego
zająknięcia. To już chyba weszło mi w krew.
-Oj, Horan, Horan. Jakiś ty głupiutki. Powiedziałem, że
jak będzie kasa, to będzie i towar. Nie ma kasy, nie ma towaru.
-Przecież dostałeś kasę ostatnim razem, wszystko co do pensa.
-O, nie, nie Horan. Stawka wzrosła. I nie dostaniesz
towaru, dopóki ja nie dostanę kasy.
-Ile chcesz? – zapytałem z lekką irytacją w głosie.
-Hmmm… Niech no pomyślę. Dwa tysiące funtów.
-Pojebało cię do końca?! Przecież to o osiemset więcej
niż ostatnio! Skończyły ci się banknoty do podcierania tyłka, czy co?! – Ja
pierdole, przecież ten koleś spał na pieniądzach! Czemu znowu podniósł stawkę?!
Ach, tak. Pewnie dlatego, że jak chcesz to i tak znajdziesz kasę na używki.
-Coś się panu nie podoba, panie Horan? Jeśli tak, to
proszę, tam są drzwi.
-Zapłacę – powiedziałem po chwili namysłu. Jeszcze nie
wiem jak, ale zdobędę te pieniądze.
-A więc, czekam do końca przyszłego tygodnia. Inaczej
czekają pana nie miłe konsekwencje. A teraz żegnam. – wyszedłem z budynku i
złapałem się za głowę. Jak ja, do chuja pana, zdobędę te pieniądze?! I to do
przyszłego tygodnia? Powinienem z tym skończyć, ale jak?! Przecież nie powiem o
tym Amy, bo ona myśli, że ja tylko handluje… Jestem w czarnej…. Dobra, Horan
uspokój się.
*Amy’s P.O.V.* Dwa dni
później*
-Niall! Przestań, błagam, przestań! – krzyczałam
jednocześnie próbując zaczerpnąć powietrza. Nie wiem co ja mu zrobiłam, że ni z
tego ni z owego, zaczął mnie łaskotać. Znalazł moje czułe miejsce, którym był
brzuch, i nie przestawał łaskotać mnie od dobrych piętnastu minut.
-A co będę z tego miał? – zapytał ukazując swoje białe
zęby odziane w aparat ortodontyczny.
-Zrobię co tylko zechcesz.
-Wszystko, powiadasz? – rzekł, a w jego oczach zobaczyłam
dziwny błysk.
-No dobra. Może nie wszystko.
-Ejj! – jęknął, po czym zszedł ze mnie i usiadł na
kanapie. Wspominałam już, że przez cały ten czas znajdowaliśmy się na podłodze?
Nie? Jaka szkoda…
-Co robimy? – spytałam patrząc na niego nie pewnie.
-Hmmm. – udał przez chwilę, że nad czymś się zastanawia,
po czym przysunął się do mnie i delikatnie pocałował.
-Możemy robić to – rzekł i znów mnie pocałował. – Albo
to. – przeniósł się na moją szyję. – Ewentualnie to. – wsadził swoje dłonie pod
moją koszulkę, a ja momentalnie się spięłam, jednak nie odsunęłam się. Jego
ręce poczęły jeździć w górę i w dół mojego brzucha. Przeszły mnie ciarki. Jego
dłonie były duże i chłodne. To było dziwne uczucie. Jednocześnie przyjemne i
przerażające.
-N.. Niall. – wyszeptałam. – Co ty robisz?
-Nie podoba ci się? – podniósł na mnie swoje niebieskie
oczy, a na jego ustach majaczył uśmiech. Delikatnie pokręciłam głową. Nie
podobało mi się to ani trochę. Spojrzałam na niego przepraszająco, w sumie sama
nie wiem czemu.
-Dobrze. – powiedział, po czym przeniósł się na drugi
koniec kanapy.
-Niall, ja… po prostu nie jestem pewna co do TEGO –
podkreśliłam ostatnie słowo, żeby chłopak zrozumiał o co mi chodzi. Ludzie! Ja
nawet nie potrafiłam bez zażenowania powiedzieć słowo „seks”, a co dopiero, go
uprawiać.
-Jasne, rozumiem. Pospieszyłem się. – odpowiedział i
posłał mi promienny uśmiech. – Oglądamy jakiś film?
-Jasne. – po tych słowach, blondyn podszedł do półki z
płytami DVD i włączył „Kac Vegas”.
Film
skończył się koło godziny dwudziestej pierwszej. Musiałam zbierać się do domu,
ale, tak szczerze mówiąc, to nie chciało mi się ruszyć. Tak dobrze leżało mi
się na tej kanapie razem z Niallem, że najchętniej bym tutaj zasnęła. Niestety
rzeczywistość była brutalna. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej i
rozprostowałam kości.
-Muszę już lecieć. – powiedziałam, a blondyn popatrzył na
mnie smutno.
-Szkoda. – rzekł, ale również wstał. Odprowadził mnie do
drzwi, gdzie ubrałam kurtkę i buty. Znając życie, to na dworze było cholernie
zimno. Ku mojemu zaskoczeniu Niall też się ubrał. Popatrzyłam na niego unosząc
jedną brew.
-Odwiozę cię, na dworze szaleje zamieć.
-Dzięki – uśmiechnęłam się najpiękniej jak potrafiłam.
Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa. Wyciągnęłam
telefon z kieszeni i otworzyłam wiadomość:
Od: Nieznany numer
Do: Amy:*
Widzę, że nie posłuchałaś mojej rady. W takim razie,
zabawimy się.
_______________________________________
No heeej! Wyrobiłam się! Normalnie jestem z siebie dumna! Tak, wiem, skromna ja:P Jak myślicie, o co chodzi z tymi pogróżkami? Niestety przetrzymam was trochę w niepewności, chociaż obiecuję, że postaram się napisać kolejny rozdział jak najszybciej!
Ps: Zostawcie po sobie komentarz, Wasza opinia jest dla mnie bardzo, ale to bardzo ważna!
świetny rozdział, szkoda że taki krótki i nie będę mogła przez ciebie spać. W takim momencie kończyć rozdział!!! Czekam na nexta! Przy okazji zapraszam
OdpowiedzUsuńhttp://littlefashiondirection.blogspot.com/
Przepraszam! :P Ale lubię utrzymywać ludzi w niepewności;) Taka moja natura:D
Usuńkocham to
OdpowiedzUsuńO ja cie świetny rozdział normalnie doczekać się go nie mogłam :***
OdpowiedzUsuń