piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 18



-A co jeżeli ona wcale nie chce pogadać, tylko znowu mi wszystko wypominać? – od dwudziestu minut chodziłam w kółko po salonie i panikowałam. No bo, co, jeżeli mama rzeczywiście nie ma dobrych zamiarów? Jeśli…
-Amy – poczułam jak Niall przytula mnie mocno do siebie – przestań panikować. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. – pocałował mnie delikatnie w usta. Ja jednak patrzę na niego z pewną obawą w oczach. – Zaufaj mi, kochanie – szepcze – wszystko będzie okay. – kiwam głową w odpowiedzi – No, a teraz uśmiechnij się pięknie i idź porozmawiać ze swoją mamą.
-Dobra, to idę – pocałowałam go w usta, po czym odwróciłam się z zamiarem odejścia, ale poczułam, nie takie delikatne, klepnięcie w tyłek. Odwróciłam głowę i popatrzyłam groźnie na Nialla, a ten jedynie się zaśmiał.

                Zapukałam niepewnie w drzwi, czekając, aż ktoś z łaski swojej mi otworzy. Kiedy już chciałam odwrócić się na pięcie, drzwi otworzyły się gwałtownie, a we framudze ujrzałam Luke’a. Spojrzałam na niego niepewnie, ten jednak tylko szeroko się uśmiechnął i mocno mnie do siebie przytulił.
-Amy, co cię tu sprowadza? – rzucił niby od niechcenia.
-Mama chciała pogada…
-Luke, kto przyszed… - przerwała w połowie, gdy mnie zobaczyła – Czemu nie wpuścisz swojej siostry do domu? W końcu tu mieszka. – powiedziała i pociągnęła mnie w stronę kuchni, nie dając czasu nawet na rozebranie się.
-Czego się napijesz?
-Herbaty – odpowiedziałam cicho, ściągając z siebie płaszcz.
-Amy… - odezwała się po dłuższej chwili ciszy – Ja… chciałam cię przeprosić, za to wszystko co zrobiłam, nie myślałam wtedy racjonalnie…
-Coś jeszcze? – zapytałam cicho, patrząc na jej twarz, zaprzeczyła delikatnym ruchem głowy. – Wiesz jak mnie to bolało? Wiesz, co czułam, kiedy na mnie wrzeszczałaś? Kiedy traktowałaś mnie jak powietrze? Jak nic nie wartego śmiecia? Nie masz, nawet bladego pojęcia, jak to cholernie bolało. I co? Myślisz, że jednym przepraszam wszystko naprawisz?
-Amy, ja…  ja wiem, że zrobiłam źle i naprawdę bardzo tego żałuję. Nawet nie wiesz, jak bardzo nienawidzę samej siebie, za to, co ci zrobiłam, będę miała wyrzuty sumienia, do końca życia. Amy, proszę, wróć chociaż do domu.
-Dobrze… Dobrze, wrócę do domu, ale nie wiem, czy jestem w stanie ci wybaczyć.
-Zrobię wszystko, żeby tak było – mama popatrzyła na mnie, po czym powoli do mnie podeszła i mocno objęła. Westchnęłam głośno, ale po kilku sekundach odwzajemniłam uścisk.
-I obiecaj mi jedno – powiedziałam, a kiedy poczułam kiwnięcie głową, kontynuowałam – Nie będziesz obrażała Nialla, on naprawdę jest dobrym chłopakiem.
-Dobrze, kochanie – wyszeptała i odsunęła się ode mnie.
-Muszę iść, mamo. Niedługo się tu pojawię z rzeczami.
-Dobrze. – już po wszystkim? Obyło się bez krzyków i wyzywania? Nie wierzę, ktoś mi podmienił matkę? Nie ważne, ważne, że chce się ze mną pogodzić. Tak szczerze mówiąc, to… pomijając fakt tego co mi zrobiła, było mi ciężko. Brakowało mi tych naszych wieczornych pogaduszek, na przeróżne tematy, i, mam nadzieję, że znów do tego wrócimy, jednak… to już nie będzie to samo…

                Śnieg znów zaczął sypać, kiedy wyszłam z domu rodziców, wróć, naszego domu. Bardziej wtuliłam twarz w szalik, po czym powoli ruszyłam po oblodzonym chodniku. W powietrzu dosłownie można było wyczuć już święta. Wkoło unosił się zapach piernika oraz innych pyszności. Nawet nie zauważyłam, kiedy dotarłam do kamienicy, w której mieszkał blondyn. Popatrzyłam w górę i w oknie zobaczyłam tylko nikłą czerwoną poświatę. Szybko udałam się do mieszkania, w obawie, że coś się stało. Nacisnęłam klamkę i drzwi otworzyły się przede mną z cichym skrzypnięciem.
-Niall?! – zawołałam, ale odpowiedziała mi cisza. Weszłam do salonu i… wybuchłam gromkim śmiechem. Blondyn siedział na kanapie w swetrze z reniferem, owinięty łańcuchem choinkowym i światełkami. Po chwili skuliłam się w pół, ponieważ rozbolał mnie brzuch. Ze śmiechu oczywiście.
-Co tak stoisz i się śmiejesz? – zapytał z pretensją w glosie – pomóż mi, ty niewdzięcznico mała.
-Już idę kochanie. – podeszłam do kanapy, na której siedział chłopak, po czym, zająwszy miejsce obok niego, poczęłam rozplątywać go ze sznura i lampek. Po jakichś pięciu minutach wszystko wylądowało na podłodze, a ja, na kanapie, pod Niallem.
-Ładnie to tak, śmiać się z potrzebującego?
-Z potrzebującego czego? Pomocy psychiatry? – pokazałam mu język, a ten tylko się zaśmiał i pocałował czubek mojego nosa,
-I jak poszło?
-Mama mnie przeprosiła i poprosiła, żebym wróciła do domu – rzekłam szeptem.
-I co?
-Powiedziałam, że wrócę, ale nie wiem, czy potrafię z nią rozmawiać, tak jak kiedyś.
-Dasz radę, kochanie, wierzę w ciebie.
-Chciałbym, żeby wszystko wróciło do starego porządku – popatrzyłam w niebieskie tęczówki, w których ukryta była troska i miłość.
-Zobaczysz, jeszcze wszystko będzie tak, jak kiedyś – Niall pocałował mnie w czubek nosa, po czym wstał i popatrzył na mnie z chytrym uśmieszkiem. – Ale teraz musisz odpokutować za swoje nabijanie się ze mnie i…. zrobisz mi coś dobrego do jedzonka – poruszał śmiesznie brwiami.
-Hm…. No, skoro tylko w ten sposób mogę odzyskać twe serce, panie, zrobię co każesz – odrzekłam i zaśmiałam się. Co ja właśnie powiedziałam?!
-A więc, czyń swe honory – przemówił blondyn, po czym wygodnie rozsiadł się na kanapie, jednocześnie włączając mecz w telewizji.

Pakowanie się, to wcale nie jest przyjemna rzecz. Szczególnie, kiedy musisz opuścić ukochaną osobę. I tak też było, wrzucałam swoje rzeczy do torby, a że niewiele ich było, nie zajęło mi to dużo czasu. W międzyczasie w oczach pojawiły się łzy. Czego ryczysz, głupia? Upominałam się w myślach. Przecież nie wyprowadzasz się na drugi koniec świata. Ale co ja mogę na to poradzić? Taka już jestem, że się rozklejam w takich momentach.
-Kochanie, spakowałaś się już? – w drzwiach ujrzałam Nialla, patrzącego na mnie z delikatnym uśmiechem.
-Taaa… Jeszcze tylko kosmetyczka – pociągnęłam dyskretnie nosem, po czym, nie patrząc na chłopaka, ruszyłam w stronę łazienki.
-Ej, Amy – powiedział zatrzymując mnie w połowie drogi – Nie smuć się, przecież nie jedziesz na Antarktydę. Uśmiech proszę – wyszczerzył swoje zęby w szerokim uśmiechu, a ja nie mogłam zrobić tego samego. – No teraz możemy jechać.

                -Amy! Wreszcie jest… - moja mama przestała się uśmiechać, gdy tylko zobaczyła Nialla u mego boku.
-Mamo, pamiętasz chyba Nialla, mojego chłopaka, prawda? – przesadnie wskazałam ręką w stronę blondyna, podkreślając, przy tym rolę, jaką pełni w moim życiu.
-Ocz… Oczywiście kochanie – szok wymalowany na jej twarzy wcale mnie nie zdziwił. Popatrzyłam nie pewnie na chłopaka stojącego obok mnie. Ten uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco i delikatnie ścisnął moją dłoń. – Wejdźcie.
-Mamo, najpierw zaniesiemy rzeczy do pokoju.
-Jasne – rzuciwszy mi krótkie spojrzenie moja rodzicielka, weszła z powrotem do kuchni.
-No… pierwsze koty za płoty, jak to mówią – odetchnęłam z ulgą, mając nadzieję, że mama wreszcie odpuści i zaakceptuje nasz związek.
-A potem może być już tylko lepiej – Niall puścił mi oczko, a ja nie chcąc się z nim kłócić potaknęłam głową.
                Właśnie kończyłam układać rzeczy w szafie, których, notabene, nie było zbyt wiele, gdy usłyszałam kroki na korytarzu, a po chwili rozległo się ciche stukanie do drzwi.
-Proszę – powiedziałam, a po chwili ujrzałam Luke’a.
-Mama woła was na obiad.
-Okay, już schodzimy.
Odwróciłam się twarzą do Nialla, a w jego oczach dostrzegłam zaniepokojenie. Czyżby martwił się obiadem z moimi rodzicami? W sumie, ja czuję to samo, tylko chyba dwa razy bardziej. Bałam się tego, jak zachowa się moja mama, bo, po mimo tego, że zapewniła mnie o swojej akceptacji naszego związku, nigdy nic nie wiadomo, a oczy musimy mieć szeroko otwarte.
-Denerwujesz się? – zapytałam blondyna cicho.
-Tak troszeczkę. Myślisz, że nie dostanę patelnią po głowie?
-Nie, myślę, że aż tak źle nie będzie – posłałam mu oczko, po czym powoli ruszyliśmy w stronę jadalni.

*dwa dni później*

                Nie przypuszczałam, że na wspólnym obiedzie będzie aż tak miła atmosfera. Znów poczułam się jak dawniej. Mama ani tata nie mówili nic na temat moich relacji z blondynem, co więcej, tata nawiązał z Niallem bardzo interesującą i długą rozmowę na temat ostatniego meczu Manchesteru z Derby County, po kilku minutach do ich ożywionej konwersacji dołączył także Luke. Natomiast ja z mamą prowadziłam dość niezobowiązującą rozmowę na temat świąt Bożego Narodzenia, które, szczerze mówiąc, są już za dwa dni. W dalszym ciągu nie mam prezentów dla mojej kochanej rodzinki, za to Niall dostanie ode mnie książkę pod tytułem „Z jedzeniem dookoła Świata”* i do tego nasze wspólne zdjęcie. Natomiast Emily swój upragniony zestaw kosmetyków, o którym truje mi już od dwóch miesięcy.
-Niall! – krzyknęłam z salonu w mieszkaniu chłopaka.
-Tak skarbie? – jego głowa wychyliła się zza framugi.
-Jedziesz ze mną na zakupy świąteczne? Muszę kupić prezenty.
-Dla mnie też? – zapytał z nadzieją w oczach.
-Nope. Dla ciebie już mam prezent – podeszłam do niego, po czym pocałowałam delikatnie.
-Ech… To zbieraj się, nie mamy wieczności.
-Jak to nie?
-Na zakupy nie mamy całej wieczności – sprecyzował, uśmiechając się szeroko.
                -A może to? – spytał podnosząc do góry sweter z reniferem.
-Czy ty jesteś głupi czy tylko mało inteligentny? Przecież nie kupię takiego swetra Luke’owi. – palnęłam go w tył czaszki – Szukamy czegoś innego. – zarządziłam.
I wyszło na to, że na zakupach spędziliśmy niemal cztery godziny, ale ja przynajmniej znalazłam idealne, przynajmniej tak mi się wydaje, prezenty dla rodzinki.
-Amy? – zapytał Niall niepewnie, kiedy byliśmy w drodze do domu.
-Tak, skarbie?
-Bo… chciałbym, żebyś pojechała ze mną gdzieś w drugi dzień świąt.
-Gdzie konkretnie?
-Do mojej babci, do Mullingar.
-Ja, Niall, bardzo chętnie, ale to nie będzie problem?
-No coś ty, to będzie przyjemność – puścił mi oczko.

                Odkąd wjechaliśmy do tego uroczego miasteczka w Irlandii, nie potrafiłam oderwać twarzy od szyby. Wszędzie leżał biały śnieg, na lampach znajdowały się świąteczne ozdoby. Bardzo urokliwe to miasto.
-O czym myślisz? – zapytał Niall.
-Podziwiam, pięknie tu jest.
-Wiem, kochanie. Ale to nic w porównaniu z tym co chcę ci pokazać  - puścił do mnie oczko.
-W takim razie już nie mogę się doczekać – uśmiechnęłam się szeroko.
-To dobrze, ale najpierw poznaj moją babcię – chłopak zaparkował na podjeździe przed małym, uroczym domkiem.
Wysiedliśmy i razem, trzymając się za ręce, stanęliśmy przed drzwiami wejściowymi. Niall zadzwonił dzwonkiem, a po chwili naszym oczom ukazał się niska, starsza pani z przyjaznym uśmiechem na twarzy. Popatrzyła na nas zdezorientowana, ale kilka sekund później już trzymała blondyna w ramionach.
-Niall! Jak tyś urósł, a jak wyprzystojniał! Po prostu cały tatuś! – mówiła z wielkim entuzjazmem niechętnie wypuszczając mojego chłopaka z ramion. Oglądała go jeszcze przez chwilę, a potem zwróciła wzrok ku mnie.
-A co to za urocza dziewczyna? – spojrzała wymownie na Nialla. Ten uśmiechnął się, o ile to możliwe, jeszcze szerzej.
-Babciu, to jest moja dziewczyna, Amy – przytulił mnie do siebie – Amy, to jest moja babcia, Betty. – nie pewnie wyciągnęłam w jej kierunku dłoń.
-Miło mi, jestem Amy – uśmiechnęłam się wstydliwie.
-Amy, bardzo ładnie imię, nie sądzisz Niall? – chłopak przytaknął – A właścicielka jeszcze ładniejsza – uśmiechnęła się szeroko, a ja spiekłam raka. Dosłownie! – Ale kochani! Nie stójmy tak w progu! Wejdźcie do środka, nie będziemy marzli! – powoli weszliśmy do wąskiego przedpokoju, gdzie razem z blondynem rozebraliśmy się, a następnie skierowaliśmy się do dużego salonu, gdzie pod oknem stała wielka, pięknie przystrojona choinka z wielką gwiazdą betlejemską na czubku, znów się zauroczyłam.
-Sama pani ubierała choinkę? – zapytałam pełna podziwu.
-Nie moje dziecko. Córka sąsiadów, Katy, mi pomogła. To naprawdę bardzo pomocna dziewczyna.
-Katy? – zdziwiła się Niall – To ona nie wyjechała? Przecież miała jechać na studia.
-A i owszem, wyjechała, ale musiała wrócić, ponieważ jej matka zachorowała.
-Co się stało? – tym razem to ja się wtrąciłam.
-Rak szyjki macicy, niestety nie udało jej się. Zmarła pół roku temu.
-To straszne – wyszeptałam.
-Masz rację, Amy. Ale taki ludzki los. Każdy z nas kiedyś odejdzie. A czy prędzej czy później to już zadecyduje Bóg.
-Tak, racja. – usiadłam na kanapie, obok pani Betty. – A pani ja się czuje?
-Dobrze, kochanie. Jak na razie jest wszystko w porządku.
-To dobrze babciu – uśmiechnął się Niall, zajmując miejsce na podłokietniku kanapy i kładąc dłoń na moim ramieniu.
-Jak długo jesteście razem?
-Umm, dwa miesiące – odpowiedziałam trochę zakłopotana. Byłam również zaskoczona tym, że w tak krótkim czasie zdarzyło się tak wiele.
-Och! Gdzież moje maniery! Chcecie herbaty?
-Ja poproszę – podniosłam do góry dłoń.
-Ja też – odezwał się chłopak.
-Pomóc pani? – zapytałam.
-Nie trzeba, Amy.
Kiedy babcia Betty wyszła z pokoju,  Niall momentalnie znalazł się obok mnie całując długo i namiętnie.
-Och, ja… - usłyszeliśmy chrząknięcie i szybko się od siebie oderwaliśmy – Nie chciałam Wam przeszkadzać.
-Nie.. nie przeszkadza pani – odpowiedziałam zakłopotana.

                -To twój pokój? – zapytałam, kiedy wieczorem weszliśmy do sypialni. Rozejrzałam się wokół. Pokój był nie wielki. Utrzymany w kolorach granatu, na ściana wisiało kilka zdjęć.
-No, był mój, zawsze kiedy przyjeżdżałem tu na wakacje, albo na ferie. – odpowiedział drapiąc się po głowie – Masz jakieś zastrzeżenia?
-Nie, jest ślicznie. – podeszłam do ściany, na której wisiały zdjęcie. Ujrzałam małego Nialla, stojącego obok wielkiego psa. Naprawdę wielkiego. – Byłeś uroczym dzieckiem – uśmiechnęłam się szeroko.
-A teraz nie jestem? – Niall oplótł dłonie wokół mojej talii.
-Nie, teraz jesteś wkurzający, marudny, przystojny… ale i tak cię kocham. – cmoknęła go w policzek.
-To masz szczęście – szepnął mi do ucha, wkładając dłonie pod moja koszulkę, aby po chwili zacząć całować moją szyję. 
-Nie tutaj Niall – szepnęłam – Nie przesadzaj – zaśmiałam się szczerze – Może jak wrócimy – puściłam mu oczko.

*nie mam pojęcia, czy taka książka istnieje, tytuł wymyśliłam na potrzeby tego ff

_______________________________________

Woah! To chyba najdłuższy rozdział jaki napisałam EVER! Przepraszam za kolejne opóźnienie, jednak jak pisałam w komentarzu pod ostatnim postem, nie mam czasu na pisanie, a kiedy już znajdę chwilę (często gęsto jest to koło północy) jedyne o czym marzę, to położenie się spać. Już nawet rzadko kiedy książki czytam, więc zrozumcie mnie.
Jak zwykle, mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie w komentarzach!
Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam na mojego tt: @CinamonCoffeee ;)

2 komentarze: